sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział XVIII

Zayna obudziły promienie światła wpadające przez niezasłonięte okno. Przetarł zaspane oczy, mlasnął i spojrzał na zegarek.
-Cholera! - krzyknął, gdy zobaczył, że jest grubo po dziewiątej.
Wyskoczył z łóżka jak sprężynka i w pośpiechu zaczął się ubierać. Próbując dopiąć guzik dżinsów, złapał za telefon stojący na szafce nocnej i wykręcił numer do Jesy.
-Jess? Cholera jasna, zaspałem! Wiadomo coś więcej o Lorenzo? Wiecie gdzie teraz się znajduje?
-Zayn, uspokój się - odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki - przestań się ubierać, usiądź i mnie posłuchaj.
-Skąd wiedziałaś, że ja...?
-Tak szamoczesz tą nogawką, że słuchać się tego nie da! Dzisiaj masz wolne.
-Co?! Kto tak zadecydował?!
-Ja! Teraz powiem Ci co masz dzisiaj zrobić.
Malik burknął coś pod nosem.
-Masz porozmawiać z Harry'm o wczorajszej sytuacji, dobrze? Specjalnie dlatego masz wolne.
-Zgoda ale musisz mi obiecać jedną rzecz - zadzwonisz jeśli dowiecie się czegoś nowego.
-Masz to jak w banku.
Przyjaciele pożegnali się, a mulat zrzucił ze swoich nóg materiał. Skoro miał siedzieć w domu potrzebował czegoś luźniejszego. Pościelił łóżko i wykonał wszystkie poranne czynności. Długo zastanawiał się jak w ogóle zacząć rozmowę z chłopcem. Zszedł do kuchni gdy zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. Przecież Harry ma szkołę! Przeklął pod nosem zarówno swoje niedopatrzenie jak i kobiety. Wrócił z powrotem na górę i w spokoju ubrał się do pracy. Nie miał zamiaru siedzieć bez sensu w domu. Poszedł do garażu i odpalił swojego Rolls-Royce'a. Droga do Londynu zajęła mu z około piętnaście minut. Zaparkował jak zwykle przy piekarni, która znajdowała się dwie ulice dalej. Już miał wchodzić do środka kiedy usłyszał zza rogu znajomy głos.
-Dasz mi wreszcie te fajki czy nie Dylan?
To niemożliwe... Zayn zamiast wejść do piekarni skierował się za znajomym głosem i to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Harry z papierosem w ustach i kolejną paczką najtańszych fajek stał z jakimiś dwoma innymi chłopcami. Lecz na tą dwójkę mulat nie zwracał kompletnie uwagi liczyło się to co wyprawiał jego podopieczny.
-Harry Edward Malik! - wrzasnął - Wytłumacz mi się natychmiast dlaczego nie jesteś w szkole i co mają znaczyć te papierosy?!
Nastolatek zrobił duże oczy na początek lecz obecność jego "kolegów" szybko dodała mu odwagi.
-Pieprz się! Nie będziesz mi rozkazywać, nie jesteś nawet moim biologicznym ojcem!
Wtedy Zayn poczuł piekielny ból w sercu, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Ciężko oddychając złapał buntownika z nadgarstek i siłą wepchnął do samochodu. Oczywiście, że się opierał, krzyczał, próbował walczyć. Jednakże porządnie wyprowadzony z równowagi mężczyzna nie dawał za wygraną. Zawiózł nastolatka do domu. Chłopak natychmiast pobiegł na górę, jednak zatrzymał się na chwilę nim wszedł na schody.
-NIENAWIDZĘ CIĘ! - wrzasnął i zniknął.
Na odpowiedź Malika nie trzeba było długo czekać.
-TAK? A WIESZ CO CI POWIEM? JA TAK NAPRAWDĘ NIGDY NIE CHCIAŁEM CIEBIE, NIE CHCIAŁEM ŻADNYCH CHOLERNYCH DZIECI!
I sam również pobiegł do swojej sypialni, gdzie rzucił się na łóżko i zalał się łzami. Podobnie jak młodzieniec z pokoju obok.

***

Obydwoje siedzieli w swoich pokojach przez pięć godzin. Zayn powoli odchodził od zmysłów. Żałował swoich słów, nawet bardzo. Już miał sięgnąć po telefon i wykręcić numer do Jesy, kiedy coś sobie uświadomił. On miał Nelson. Harry był sam. Kiedy go spotkał obiecał sobie, że zrobi wszystko by się z nim zaprzyjaźnić, żeby już więcej nie był samotny. Odłożył telefon i wziął głęboki oddech. Sam to załatwi. Po cichutku podreptał do pokoju chłopaka. Przekręcił gałkę, a drzwi z łatwością ustąpiły. Dziwił się, że Harry nie zamknął się na klucz jak ostatnio. Leżał na łóżku. Można by było pomyśleć, że śpi gdyby nie pociąganie noskiem. Mężczyzna podszedł bliżej i przysiadł się na brzegu łóżka. Delikatnie sięgnął i posadził chłopaka sobie na kolana.
-Przepraszam - powiedział cicho i cmoknął go w czółko - nie powinienem Ci mówić takich rzeczy.
-Nie, to ja przepraszam - odezwał się chłopak łamiącym się głosem.
-Od jak dawna palisz?
Szatyn przygryzł wargę i starł kilka łez.
-Czasami mi się zdarzało palić trochę jak byłem w sierocińcu, ale jak przyjechałem do Londynu z Tobą to nie tknąłem żadnej fajki aż do dziś.
-Mogę wiedzieć dlaczego to zrobiłeś?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Miałem problem. To pomogło.
-Oh Harry tak nie można. To tylko leczenie objawów.
-Wiem.
-Mogę Ci coś opowiedzieć? Kiedy byłem w twoim wieku byłem raczej typem kujona. Zawsze starałem się mieć jak najlepsze stopnie by rodzice byli ze mnie dumni, poza tym bałem się, że jeśli nie będę zachowywał się jak należy to odeślą mnie do sierocińca. Pod koniec roku taki jeden chłopak z ostatniej klasy postanowił urządzić imprezę i zaprosił całą naszą szkołę. Nawet niektórych nauczycieli! Perrie strasznie mnie błagała by też tam poszedł, później się dowiedziałem, że podobałem się jednej z jej koleżanek i chciały mnie zeswatać ale nie ważne. Co więcej moi rodzice stwierdzili, że to świetna sprawa i,  że przyda mi się jakaś rozrywka. Więc chcąc, nie chcąc się wybrałem. Tam poznałem pewnego chłopaka, nie pamiętam teraz jak miał na imię. Miło nam się rozmawiało, myślałem, że też jest typem kujona. Strasznie się pomyliłem! Okazało się, że chłopak był z wymiany i w dodatku korzystał na takich debilach jak ja. Najpierw namówił mnie na kilka piw, później na papierosa. Po tej imprezie spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, za każdym razem częstował mnie fajką, której po pewnym czasie nie umiałem odmówić. I tak oto palę do dziś. Ale nie jestem z tego powodu jakoś szczególnie dumny wiesz?
-Nie myślałeś, żeby rzucić?
-Myślałem, nawet nie raz. Kupowałem tabletki, gumy, plastry i te inne cholerstwa. Jednak zawsze do tego wracałem, bo nie miałem odpowiedniej motywacji. Ale ostatnio zauważyłem, że palę coraz rzadziej. Za każdym razem ilekroć sięgam po papierosa zastanawiam się jaki przykład ci daje. I to sprawia, że odechciewa mi się palić. Nigdy nie chciałem dzieci, nie chciałem być dla nikogo wzorem, bo zdaję sobie sprawę, że mam mnóstwo wad, ale nie żałuję, że Cię wziąłem wiesz?
-Teraz już będę wiedział. Przepraszam za to co powiedziałem wcześniej i jeszcze wcześniej. Jesteś o wiele lepszy niż moi biologiczni rodzice. Przykro mi, że Cię zawiodłem.
-Nie szkodzi, zawsze możesz to naprawić. I chcę żebyś pamiętał o czymś jeszcze Harry.
-O czym?
-Nie ma znaczenia gdzie jestem. Jeśli będziesz mieć jakikolwiek problem pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję. Kocham Cię tato.

***

-Naprawdę? Zakochał się we mnie? - spytała po raz setny szatynka.
Malik siedział z kobietą następnego dnia w tej samej kawiarni co zwykle na przerwie.
-Tak Jesy, zakochał się w Tobie. Co jest w tym takiego niezwykłego?
-To urocze! - pisnęła - szkoda tylko, że mam chłopaka.
Mulat zakrztusił się kawą, którą właśnie popijał.
-Ty CO?! - krzyknął na cały lokal, dalej pokasłując.
-Czemu jesteś taki zaskoczony?
-A co z naszym pocałunkiem?
-Jak to co? Było minęło. Zayn, przecież masz Leigh-Anne.
Mężczyzna już nic nie odpowiedział. Dopił kawę i bez słowa wrócił do biura.

***

Napisał Harry'emu, że będzie później w domu i pojechał do klubu. Mąż pani podkomisarz był w domu, więc musiał znaleźć sobie kogoś innego. Zamówił drinka i usiadł przy barze.
-Ciężki dzień w pracy? - zagadał barman.
Mulat przyjrzał mu się. Wyglądał na młodego mężczyznę, coś koło dwudziestki. Miał zwichrzone, kasztanowe włosy. Błękitne oczy. Wyglądał na dość niskiego.
-Nie do końca - odparł Malik, próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
-Mam na imię Louis - pracownik wyciągnął rękę.
-Zayn.
-A więc Zayn, szukasz tu kogoś szczególnego?
-Nie do końca.
Tutaj rozmowa się urwała, bo szatyn musiał pójść obsłużyć innego klienta. Mulat w spokoju dalej sączył swojego drinka, raz po raz zerkając na parkiet.
-Mogę się przysiąść?
Usłyszał męski głos z prawej strony. Przytaknął, nie zwracając uwagi na kompana. Kiedy towarzysz zaczął mu o czymś opowiadać, odwrócił się w jego stronę by dać mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na jego historyjki, od razu rozpoznał tę twarz.
-Luca Lorenzo?
-Tak, a co?
Szybkim ruchem złapał go za ramiona i położył na stół. Sięgnął po kajdanki, które miał ze sobą i spiął mężczyznę.
-Zostajesz aresztowany za zabicie Bethany White.

2 komentarze:

  1. Końcówka wymiata *-* uwielbiam takie kryminalne zagrywki, Zayn naprawdę dobra robota :D
    Jeju znowu mam wrażenie że Leigh to taka stara baba XD
    O wiele bardziej mi się podoba ta relacja z Jesy chociaż nie musiała mieć chłopaka :D
    Wgl Harry się w niej zakochał i ja już snuję szatańskie plany na ten wątek *-*
    Szkoda mi Zayna za tę jego przeszłość i Harry'ego też :/
    Mam nadzieję że już się kłócić nie będą i spoko rodzinkę stworzą
    Mam jednak podstawowe pytanie..
    Gdzie jest Jade? :o

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju O.O
    Współczuję Harry'emu i Zayn'owi, bo oni oboje się starali i tak wszystko im się pięknie układało, a tu masz ci los. Co go nakłoniło do palenia ;_; Boże, teraz mi przykro, serio... Strasznie się utożsamiam z bohaterami jak coś czytam i to pewnie dlatego... :(
    NO TERAZ TO JUŻ PŁACZĘ NA MAKSA ZE WZRUSZENIA SERIO ;___;
    "-Dziękuję. Kocham Cię tato."
    PO PROSTU TE SŁOWA MNIE TAK ZŁAPAŁY ZA SERCE, ŻE SOBIE NAWET TEGO NIE WYOBRAZISZ <3 <3 <3
    Dziękuję ci za takie piękne zakończenie kłótni... <3 <3 *_* ;_;
    "-Tak Jesy, zakochał się w Tobie. Co jest w tym takiego niezwykłego?
    -To urocze! - pisnęła - szkoda tylko, że mam chłopaka.
    Mulat zakrztusił się kawą, którą właśnie popijał.
    -Ty CO?! - krzyknął na cały lokal, dalej pokasłując.
    -Czemu jesteś taki zaskoczony?
    -A co z naszym pocałunkiem?
    -Jak to co? Było minęło. Zayn, przecież masz Leigh-Anne.
    Mężczyzna już nic nie odpowiedział. Dopił kawę i bez słowa wrócił do biura." jeju dlaczego ona tak powiedziała? ;_; NO RANY BOSKIE! TAK CHCIAŁAM ŻEBY BYLI RAZEM I CO TERAZ ;___;
    NO NIE JESZCZE BARDZIEJ PŁACZĘ ;___________-;
    Dobrze, że chociaż udało mu się złapać tego Lorenzo. Chociaż znając kryminały pewnie coś tu będzie nie tak. haha
    Czekam na ciąg dalszy <3
    Do zobaczenia <333
    -K.

    OdpowiedzUsuń