piątek, 23 grudnia 2016

Epilog

Jesy przełknęła ślinę. Otarła wierzchem dłoni łzy zbierające się pod powiekami. Otworzyła szafę, z której wyjęła sukienkę specjalnie na takie okazje. Przejrzała się w lustrze, jedną ręką sprawdzając jak materiał będzie się na niej prezentował. Liczyła na to, że nie będzie musiała jej ubierać. Nie teraz, nie dla niego. Poczuła ucisk w gardle. Rzuciła ubranie na łóżko i podeszła do okna, otwierając je szybkim ruchem. Zimne powietrze podziałało na nią kojąco. Coś ją tknęło. Odeszła od okna i pobiegła do pokoju obok. Wszędzie było ciemno, tylko niewielkie światełko tliło się w łazience. Podeszła tam szybkim krokiem. Drzwi zaskrzypiały smutno. Szatynka tylko westchnęła i wzięła z apteczki kilka bandaży.

***

Kiedy nadszedł czas jej przemówienia, poczuła się zagubiona. To nie tak miało być - powtarzała sobie w myślach, lecz rzeczywistość brutalnie w nią uderzyła. Szatynka chwiejnym krokiem podeszła do podium. Złapała się rogów blatu, by nie upaść. Trzęsącymi dłońmi dostosowała mikrofon oraz wyjęła z kieszeni marynarki zmieloną kartkę złożoną na cztery. Rozkładając ją, czuła jak oczy ponownie zaczynają ją piec. Spojrzała na papier. Przez chwilę przyglądała się mokrym plamom, które rozmazały lekko niektóre fragmenty tekstu i smugę zaschniętej krwi u dołu kartki. Zalała ją fala gorąca i wiedziała, że już tego nie zatrzyma. Żałosny szloch wyrwał się z jej gardła. Otworzyła usta, próbując przeczytać to co napisała, lecz łzy skutecznie jej to uniemożliwiały. Wytarła twarz chusteczką, którą podał jej ktoś z boku. Wzięła głęboki oddech. Spojrzała ponownie na swoje przemówienie i nie zastanawiając się długo wcisnęła je z powrotem w kieszeń. Poczuła chłodny wietrzyk, który musnął jej zaczerwienione policzki. Spojrzała w niebo i zaczęła mówić:
- Byłeś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Byłeś częścią rodziny, bratem którego nigdy nie miałam. Pamiętam jak bardzo chciałam ci zaimponować pierwszego dnia. Pamiętam jak pocieszałeś mnie po trudnych zerwaniach. Pamiętam... - zaśmiała się - Pamiętam tak wiele, że nie starczy mi czasu na wymienienie wszystkiego. Byłeś kiedy ja cię potrzebowałam, a ja nigdy nie wybaczę sobie tego, że mnie nie było z Tobą kiedy ty potrzebowałeś mnie. I pewno gdybyś tu był, pewno powiedziałbyś, że przesadzam i że tak naprawdę nic się nie stało. - Spuściła głowę i nieśmiało spojrzała na trumnę za sobą. - Mamy tak wiele wspólnych wspomnień, a mogliśmy mieć ich jeszcze więcej. Chciałam cię jako świadka na swoim weselu, jako ojca chrzestnego dla mojego przyszłego dziecka. A teraz już jest za późno. Obiecałeś mi kiedyś, że mnie nie zostawisz, a jednak to zrobiłeś. Naprawdę za tobą tęsknię. Czekam na ten dzień kiedy wejdziesz do swojego domu, jak gdyby nigdy nic i wszystko mi wyjaśnisz, ale to się nie stanie, bo ciebie już nie ma. A ja mimo wszystko tęsknię, my tęsknimy. Do zobaczenia, Zayn.
Poczuła czyjąś rękę, która pomogła zejść jej z podium, ale nie potrafiła zidentyfikować twarzy ani głosu. Wszystko było rozmazane, kręciło jej się w głowie. Słyszała szumy - pewno kolejna osoba wygłasza swoją przemowę. Kiedy odzyskała świadomość pogrzeb praktycznie się kończył. Dzwony kościelne brzmiały z oddali jakby chciały podkreślić ten moment. Szybko w tłumie znalazła Harry'ego. Złapała go za nadgarstek, lecz widząc jak chłopak krzywi się z bólu, szybko go puściła. 
- Przepraszam - szepnęła. 
Naciągnęła rękawy jego marynarki, by nikt nie zauważył bandaży, które miał pod spodem. Kobieta przytuliła go. Musieli trzymać się razem. Zwłaszcza teraz. Kątem oka miała wrażenie, że dostrzega jakieś jasne światło, lecz kiedy zamrugała ono zniknęło. Poczuła jak ktoś stuka ją delikatnie w ramię i ujrzała przed sobą blond czuprynę przykrytą dużym, czarnych kapeluszem. Kobieta zdjęła okulary i spojrzała się na nią swoimi smutnymi, niebieskimi oczami. 
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że jeśli będziesz potrzebować jakiekolwiek pomocy przy czymkolwiek, nie bój się prosić. Możesz nawet zadzwonić w środku nocy, a obiecuję że przylecę do was pierwszym lepszym samolotem. - Jej wzrok spadł na nastolatka. - Ciebie też to się tyczy. Wiem co masz na rękach Harry, zauważyłam. Wiem, że jest ci ciężko. Rozumiem to, ale to nie jest sposób kochanie. Jestem przekonana, że Zayn nie chciałby żebyś sobie to robił. Wychodzi na to, że jesteście jedyną rodziną, która mi pozostała. 
Szatyn tylko pokiwał smutno głową, a Nelson przełknęła głośno ślinę. Mulat dużo opowiadał jej o swojej siostrze, lecz tak naprawdę nigdy się nie spotkały. 
- Może chcesz do nas wpaść? Oczywiście, jeśli masz czas. 
Perrie uśmiechnęła się. 
- Z przyjemnością.

***

Jej kasztanowe włosy rozwiewał wietrzyk. Zwilżyła wargi językiem. Czuła jak zaczynają marznąć jej palce, a ona traci czucie w ich koniuszkach. Kiedy pojawiła się okazja, wyjęła aparat z wewnętrznej kieszeni płaszcza i zrobiła zdjęcie na szybko. Było trochę rozmazane lecz nie przeszkadzało jej to. Z tej samej kieszeni wyjęła czarny marker i napisała dzisiejszą datę. Po tym wszystkim ruszyła wzdłuż ulicy, mocno naciągając czapkę na głowę. Przeszła przez centrum miasta. Powietrze zwilgotniało i było to pewne, że za chwilę lunie deszcz. Kobieta zatrzymała się przed szpitalem, skąd właśnie wyszła czarnowłosa piękność. Jej fryzura mimo pogody była perfekcyjna, a ona sama prezentowała się niczym modelka nawet z kilcie. Podszedł do niej mężczyzna z niewielką dziewczynką na rękach. Cmoknął ją przelotnie w usta, złapał za rękę. Brunetka odparła coś, zaśmiali się i weszli do zaparkowanego nieopodal samochodu. Szatynka przyglądała się temu wszystkiemu. Kiedy para odjechała ona sama znowu zabrała się do drogi. Tym razem zatrzymała się pod księgarnią "Pity Party". Zaraz po wejściu od razu pobiegła na górę i zamknęła drzwi na klucz. Przeszła do salonu i spod kanapy wyjęła wielkie pudełko. Otworzyła je. W środku był notatnik i kilka albumów ze zdjęciami. Sięgnęła po album w niebieskie wzory. Powoli przewracała strony, widząc miliony zdjęć detektywa Malika, jego rodziny i przyjaciół. Kiedy doszła do ostatniej strony, wyjęła fotografię, którą zrobiła dziś i wsadziła ją w ostatnie wolne miejsce. Zamykając album cmokła jego okładkę. Potem sięgnęła po notatnik, na którym znajdowało się siedem nazwisk:

Cindy Loserth
Hailey Godman
Lucas Shmidt
Zayn Malik
Lily Clark
Ben Honk
Tyler Rey

Zabrała ze stołu i skreśliła kolejne. 
- Żegnaj Zayn, witaj Lily - szepnęła.


_________________________________________________________________
To koniec. Tak oto prezentuje się epilog kolejnego mojego fanfiction. 
Pisanie tego wszystkiego było jedną wielką przyjemnością przeplataną frustracją i zmęczeniem. Zaczęłam pisać to 15 sierpnia 2015r. I kończę to na kilka dni przed rozpoczęciem 2017r. 
Czuję się jakbym puszczała moje kolejne dziecko w świat. Nie wiem co mogę jeszcze napisać. 
Chcę podziękować wszystkim, którzy wytrwali aż do tego momentu. Aż do dziś. 
I Wesołych Świąt...
To koniec.

wtorek, 25 października 2016

Rozdział XXVIII - OSTATNI!

Ujrzał czyjś cień, biegnący na drabinę prowadzącą na dach. Od razu ruszył do przodu. Zaczął się wspinać.  Kiedy wszedł na górę w twarz zawiał mu silny wiatr. Detektyw przez chwilę łapał równowagę na dachówkach, po czym powoli poszedł wprzód, szukając porywaczki. Rozglądał się w każdym kierunku, lecz nigdzie nikogo nie widział. właśnie wtedy usłyszał ten głos.   
- Witaj braciszku. 
Omal nie upadł. Słyszał krew szumiącą mu w uszach i serce kołatające mu w piersi tak jakby właśnie przebiegł maraton. Zaschło mu w ustach. Czuł jak pocą mu się dłonie, a kolana zaczynają się trząść niebezpiecznie. Powoli wykonał pełny obrót i stanął twarzą w twarz z Jade. Przez dłuższą chwilę przyglądali się sobie. Mulat przełknął głośno ślinę. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. 
Ujęłaś porywacza? - spytał niepewnie. 
Kobieta wydała z siebie dziwny dźwięk, który zapewne miał być śmiechem, jednak kąciki jej ust nawet nie drgnęły. Jak zwykle nie ukazywała emocji. Przez to była najbardziej intrygującą i niepokojącą osobą z jaką Malik miał do czynienia. Po tylu latach pracy potrafił bezbłędnie wyczytywać uczucia, intencje ludzi, a tu nic, kompletna pustka. Nawet ton jej głosu pozostawał zawsze taki sam. Mężczyzna bał się tej konfrontacji. Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, który w każdej chwili może się złamać pod jego ciężarem.  
Od początku chodziło mi tylko o Ciebie, wiesz? Ale pozwolisz, że zaczniemy od początku? Na pewno kojarzysz Mariahę? 
Mężczyzna głośno przełknął ślinę. "Skąd ona o tym wie?" - myślał gorączkowo, starając się zachować kamienną twarz. Jeden zły, nieprzemyślany ruch i wpadnie do lodowatej wody. 
Twoja biologiczna matka, która zostawiła cię gdy jeszcze byłeś w becikach. Tylko problem polega na tym, że to nie do końca była tylko twoja matka.  
- Co? O czym ty mówisz? Znałaś ją? 
- Owszem, znałam ją doskonale. 
Szatynka rozłożyła ręce szeroko niczym skrzydła.  
- Nie przytulisz swojej siostry? 
Zayn zakrztusił się własną śliną. To nie może być prawda. - pomyślał, jednak zaraz po tym odchrząknął. Tylko powolne, spokojne kroki uratują go przed kąpielą.  
Nie kłamiesz? 
- Wiesz co? Chciałabym kłamać. Chciałabym, by to był przypadek, ale nie jest. Prawda bywa gorsza niż najpiękniejszy fantazmat. Ale po kolei. Mariah nie posiadała stałej pracy. Utrzymywała się głównie z zasiłków, jednak czasem kiedy na coś nie starczyło jej pieniędzy imała się najstarszym zawodem świata - prostytucją. Nie byłam jej pierwszą wpadką, choć może w pewien sposób. Byłam pierwszym dzieckiem, którego nikt nie chciał. Poprzednie bachory zabierali ojcowie, a po mnie nikt się nie zgłosił. Na samym początku próbowała mnie sprzedać. Kręciła się po nowobogackich ulicach, licząc na to, że trafi na jakąś bezpłodną parę, która zakocha się w moich oczach - prychnęła - Nic z tego. Nie było nikogo kto by zechciał trzymać mnie pod swoim dachem. Kiedy zdała sobie sprawę, że to się nie uda, próbowała mnie po prostu oddać, lecz i to nie przyniosło rezultatu. Pozwoliła mi podrosnąć pod swoim dachem, pozwoliła mi się przyzwyczaić. Kiedy skończyłam pięć lat chyba coś sobie uświadomiła, bo próbowała się mnie pozbyć na wszystkie możliwe sposoby. Raz wrzuciła mnie śpiącą do wanny wypełnionej po brzegi wodą, licząc na to, że się utopię. Innym razem zostawiła mnie w pobliskim centrum handlowym, będąc przekonana, że nie będę w stanie wrócić do domu. Już wtedy czułam czyjąś obecność nad sobą, ale nie potrafiłam tego zrozumieć. Niezależnie od tego co by mi się przydarzyło, wychodziłam z tego praktycznie bez szwanku. Kiedy Mariah zorientowała się, że próby pozbycia się mnie nie zdają efektu, nareszcie wpadła na pomysł z sierocińcem. Weszła tam ze mną w biały dzień. Pamiętam tą odchodzącą od ścian tapetę i dywan z milionem plam. Podeszła do nas zakonnica, pracująca tam. Rozmawiały chwilę, a ja poszłam na chwilę się rozejrzeć. Nawet się ze mną nie pożegnała, więc nawet nie wiem kiedy dokładnie wyszła. Zostawiła mnie z obcymi tak jakbym nic dla niej nie znaczyła, bo w sumie nie znaczyłam.  
Mulat słuchał z zaciekawieniem całego monologu. Próbował za wszelką cenę zrozumieć intencje kierujące szatynkę. Dzięki temu może uda mu się wyjść z tego cało. W duchu liczył na to, że Jesy przeniosła wszystkich w bezpieczne miejsce i wezwała odpowiednie służby. 
- Jaki to ma związek ze mną? 
- Spokojnie, nie spieszmy się tak. Myślałam, że byłam jedyną osobą tak bardzo skrzywdzoną przez tą kobietę, ale byłam w błędzie. Na twój trop wpadłam zupełnie przypadkiem. Nie wiedziałam na początku co muszę zrobić, by zwrócić twoją uwagę, by jakoś złapać z tobą kontakt. I pewnego wieczoru kiedy Melanie i ja wyszłyśmy na miasto, i zobaczyłam tą całą Bethany wiedziałam wszystko. Może to głupie co teraz powiem, ale z zamiłowania jestem chemiczką, a moim ulubionym zajęciem jest produkcja tritlenku diarsenu, wręcz pozorom nie jest to takie trudne. Zawsze mam troszeczkę przy sobie, to mnie uspokaja. Tamtej nocy też miałam arszenik domowej roboty.  
- To ty podałaś jej tę truciznę? 
- Nie przesadzajmy. Zadajmy sobie pytanie: cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja jest trucizną. Nie otrułam jej, tylko przeprowadziłam na niej eksperyment dla dobra nauki. Wcześniej oglądałam jak arszenik wpływa na rośliny i małe zwierzęta, ale nigdy na człowieka.
- Ale dlaczego ją pocięłaś? 
- Szczerze? Według wierzeń plemienia Ao człowieka po śmierci należy pociąć na kawałki na tyle małe, by mogły zjeść je zwierzęta. Dzięki temu dusza nie rozkłada się, a wchodzi w ciała danych zwierząt. Taka trochę reinkarnacja. Miałam dobre intencje, chciałam by jej dusza zaznała spokoju po śmierci. Bo nawet jeśli umiera ciało to nie znaczy, że umiera też dusza. I poza tym chciałam żebyś się zainteresował tą sprawą. Chciałam żebyś pamiętał ją do dziś.  
- Jak wkręciłaś to Luca? 
- Tego Argentyńczyka? Jego w planach nie było. Pojawił się znikąd, naprawdę. Chyba chciał jej coś sprzedać, ale jak zobaczył w jakim jest stanie drgnęło mu serce i chciał ją odprowadzić do domu. Mieli pecha, bo akurat znałam tą część miasta na pamięć i wiedziałam gdzie się kończy monitoring. Jego ogłuszyłam za pomocą jakiejś metalowej rurki, a ją zaciągnęłam do opuszczonego magazynu na Queen Victoria Street. Tam ją pocięłam, spakowałam w czarny, plastikowy worek i przytargałam pod księgarnię.  
- Dlaczego? 
Kobieta wzruszyła ramionami, jakby to o czym mówiła było zupełnie normalną, rutynową czynnością.  
- Jakoś naszła mnie ochota.  
- Czyli mam rozumieć, że twoja pomoc była tylko iluzją? To wszystko to jedno wielkie kłamstwo? Łgałaś przez ten cały czas? 
- Tylko martwi nie kłamią - szepnęła.  
Przez dłuższą chwilę stali naprzeciw siebie w ciszy. Zayn nie miał jak się odwrócić, by spojrzeć czy odpowiednie służby już przybyły. Zastanawiał się ile już tkwi na tym dachu. Doszedł do wniosku, że o wiele za dużo. 
- Miałeś kiedyś - zaczęła ponownie Thirlwall - listę rzecz, które chciałeś zrobić przed śmiercią? 
- Jasne, jak wszyscy. 
- Co na przykład? 
- Chciałem zawsze nauczyć się pływać, mieć kochającą rodzinę.  
Szatynka przytaknęła, a mulat poczuł pot płynący mu po karku. Wiedział, że to jest kluczowe pytanie. Od niego zależy czy jego spacer po lodzie zakończy się sukcesem. Kobieta odwróciła się do niego tyłem. 
- Chciałam żebyś zapamiętaj mnie, tą sprawę i to co wydarzyło się na tym dachu, do dziś. Mam nadzieję, że zrobiłeś wszystko co chciałeś ze swojej listy.
- To znaczy, że jutro mogę już o tym wszystkim zapomnieć? 
Rozległo się charakterystyczne kliknięcie.  
- Nie będzie żadnego jutra dla ciebie. 
Nim mężczyzna zdążył zareagować, poczuł silny ból w klatce piersiowej. Jego koszula z błękitnej zmieniła barwę na krwistoczerwoną. Zatoczył się do tyłu. Walczył z całym sił, by spaść. To był ułamek sekundy. Przymknął na chwilę powieki, a kiedy je otworzył czuł jak spada w otchłań bez dna. Wiercił się, starając się ignorować ból, ale to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Poczuł okropny ból w plecach, dźwięk łamiących się kości, a przed oczami wyrosła mu ciemność.

sobota, 15 października 2016

Rozdział XXVII

Zayn wziął głęboki oddech, a Jesy zabrała od niego telefon.  
Lepiej się pospieszę - szepnęła.  
Po chwili z adresem na niewielkiej karteczce, zbiegali do samochodu Malika.  
Jak daleko są magazyny? - spytał Mulat. 
Około godziny jazdy. 
Brunet nie przejmował się prędkością ani znakami. Tu chodziło o życie jego przyjaciół i rodziny. Szatynka mocno trzymała się deski rozdzielczej. Co jakiś czas musieli użyć mapy w telefonie, by się odnaleźć. Nelson przez ten czas bardzo intensywnie myślała. Porywacz napisał, że ich widzi. A co jeśli...? 
ZAYN ZATRZYMAJ SIĘ W TEJ CHWILI! - krzyknęła.  
Mężczyzna o mało co nie stracił panowania nad kierownicą, jednak posłusznie zwolnił.  
Omal nas nie zabiłaś! 
To musi być pułapka.  
Co? 
To pułapka, Zayn 
Ale... 
Nie wydaje ci się to podejrzane, że akurat jak rozwiązaliśmy zagadkę w tym samym czasie przyszedł sms? 
Detektyw ocknął się. Przygryzł wargę. Spojrzał z nadzieją w drogę przed nimi. Co jeśli on teraz tu się zatrzymuje i myśli, a w tym czasie Harry albo Perrie są poddawani torturom. Poczuł w ustach metaliczny smak krwi. Nie  mógł się teraz wycofać. Bez słowa uruchomił ponownie silnik i ruszył. 
Sms przyszedł wcześniej. Ja odczytałem go później. To nie ma związku.  
Kobieta przytaknęła, ale dalej nie była przekonana do tego pomysłu. Czuła ssanie w żołądku. Przeczucie przekonywało ją, by wrócili do miasta i wszystko jeszcze raz przemyśleli. A co jeśli to tylko zmyłka? Co jeśli to nie porwanie, a już morderstwo? Szatynka spojrzała w bok na kolegę. Głośno przełknęła ślinę. Kiedyś obiecali sobie, że zawsze będą się wspierać i ona zamierzała tej obietnicy dotrzymać. Nie odzywając się już ani słowem dała się zawieść.  

*** 

Masz zasięg? 
Nie, a ty? 
Cholera też nie.  
Od ponad piętnastu minut próbowali się odnaleźć na jakiejś żwirowej drodze. Dookoła nich był las. Niedaleko dało się dojrzeć zniszczoną stację benzynową. Mulat przyglądnął się jej dokładnie. 
Myślisz, że ktoś tam jest? - spytał, pokazując podbródkiem obiekt.  
Jesy odwróciła. Nie było to daleko.  
Nie wiem. Pójdę sprawdzić i spytam o drogę. Zaczekasz tu? 
Mężczyzna przytaknął i obrócił się do auta. Jednak nagle przypomniała mu się jedna ważna kwestia i zwrócił się w kierunku przyjaciółki. 
Masz zabezpieczenie? 
Nelson uśmiechnęła się i podwinęła kurtkę do góry, ukazując czarny pistolet. Malik odwzajemnił uśmiech, pomachał jej na pożegnanie i wsiadł do auta. Wyłączył szumiące radio. Byli tak daleko od miasta, że nie było kompletnie żadnego zasięgu. Z nerwów zaczął obryzgać paznokcie. Nagle zadzwonił telefon. Chwilę mu zajęło wydostanie go z tylnej kieszeni dżinsów.  
Tak słucham? 
Tata? 
Zayn złapał się za serce. Nie mógł w to uwierzyć.  
- Harry, to ty? 
W duchu cieszył się, że jego modły zostały wysłuchane. Jego syn dalej żyje. Teraz pytanie co z resztą. 
- Tak, to ja. Tato boję się.  
Shh. Wszystko będzie dobrze. Jadę do ciebie jasne? 
- Tato proszę pospiesz się. Ona zabiła ciocię Elizabeth -  głos nastolatka zaczął się łamać. 
Mężczyzna musiał wziąć głęboki oddech. Nie pomoże mu swoim szlochem. Musiał być silny. Dla Harry'ego.  
- Posłuchaj mnie kochanie, jest tam ktoś jeszcze z tobą? 
- Tak, widziałem Perrie, pana Louisa i kilkoro ludzi od ciebie z pracy.  
Nagle w tle dało się słyszeć jakieś szumy i kroki.  
- Tato ona tu idzie, proszę pośpiesz się! 
- HARRY!
Jednak było już za późno. Przerwano połączenie. Mulat był zdruzgotany. Nie miał przy sobie urządzeń, by móc namierzyć ten telefon. Poza tym wątpił, że osoba, o której mówił jego podopieczny go nie zniszczyła. Prawie wyskoczył z siebie kiedy coś zastukało w szybę. Jesy wsiadła do samochodu. Zaczęła tłumaczyć jak mają jechać, jednak detektyw nie umiał skupić się na jej słowach. Cały czas w uszach brzmiał mu szept syna o tej kobiecie. O kobiecie, która zabiła Beth 
Zayn czy ty w ogóle mnie słuchasz? 
Malik wyrwał się z transu. Spojrzał na swoją koleżankę i przełknął głośno ślinę. Uruchomił silnik. 
- Wiesz gdzie jechać? 
- No tak, przecież przed chwilą ci powiedziałam.  
Wyjechali na drogę.  
- Harry do mnie dzwonił. Musimy się pospieszyć. 

*** 

Kiedy dotarli do magazynów sami nie wiedzieli czego mają się spodziewać. Zaparkowali w dość dużej odległości i w krzakach na wszelki wypadek.  
- Widzisz ten samochód? - spytała Jesy 
Mężczyzna podniósł wzrok i poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. To był samochód Elizabeth.  W ten sam samochód wsiadł Harry. Spojrzeli się na siebie znacząco i mulat dał znak. Wyszli z wozu, zamykając za sobą drzwi i podeszli do auta. Od razu dało się zobaczyć czyjąś sylwetkę. Kobieta otworzyła drzwi i od razu wyleciało ciało kobieciny. Miała zamknięte oczy i białą niczym kreda twarz.  
- Rana postrzałowa głowy - stwierdziła Nelson.  
- Mówisz? Myślałem, że Beth od zawsze miała taką dziurkę pośrodku czoła.  
Potem przeszli do drzwi od budynku. Stanęli naprzeciwko siebie z bronią w ręku. Zayn na palcach odliczył do trzech i kopniakiem wyważyli drzwi. Na podłodze siedzieli wszyscy porwani z wyjątkiem jednej osoby.  
- Gdzie Harry? 
Perrie zaczęła coś krzyczeć przez knebel. Nelson szybko do niej podeszła i zabrała jej szmatkę z ust.  
- Zabrała go na tyły magazynu.  
Nagle za mulatem rozległ się szum i spadła puszka. Obrócił się w tamtym kierunku i ujrzał czyjś cień, biegnący na drabinę prowadzącą na dach. Od razu ruszył do przodu.  
- Ty się nimi zajmij! - krzyknął i zaczął się wspinać.  
Kiedy wszedł na górę od razu w twarz zawiał mu silny wiatr. Detektyw przez chwilę łapał równowagę na dachówkach, po czym powoli poszedł do przodu, szukając porywaczki. Rozglądał się w każdym kierunku, lecz nigdzie nikogo nie widział. "Przecież nie mogła rozpłynąć się w powietrze" - fuknął w myślach. I właśnie wtedy usłyszał ten głos.  
- Witaj braciszku...