-Proszę.
W progu zjawiła się Jesy, ubrana w granatowy, przyduży sweter z golfem i czarne dżinsy. Kobieta przygryzła wargę.
-Jade chce się z Tobą widzieć.
Po czym do pomieszczenia weszła wspomniana szatynka. Przywitała się kulturalnie. Mulat wstał ze swojego miejsca.
-W czym mogę pani pomóc?
-Chciałabym dostać dostęp do akt.
Malik zachłysnął się powietrzem. Za kogo ona się uważa? Nie wystarczyło przyjść i tak zwyczajnie oto poprosić. Dostęp do archiwum jest ściśle tajny. Mężczyzna westchnął, przyciskając mostek nosa. I co on teraz ma niby zrobić?
-Szuka pani czegoś konkretnego?
Szatynka udała zamyśloną, po czym pokiwała przecząco głową. Mulat przygryzł wargę. Nikt poza osobami do tego upoważnionymi, nie ma prawa grzebać w aktach. Gdyby ktoś się o tym dowiedział mógłby stracić pracę. Ale z drugiej strony, jeśli może to pomóc im rozwikłać sprawę Bethany. Zayn westchnął ciężko. Otworzył jedną z szuflad w swoim biurku, skąd wyjął srebrny klucz. Rzucił go Jesy.
-Może tam pani wchodzić tylko w obecności mojej lub panny Nelson.
-Oczywiście, dziękuję.
***
Szatynka w ciszy prowadziła kobietę na najniższe piętro w budynku. Stukot ich butów o metalowe schody odbijał się echem. Coraz niżej i niżej, jak gdyby schodziły do podziemi. Nareszcie znalazły się przed ciężkimi, zaryglowanymi drzwiami. Jesy szybko je otworzyła, chcąc jak najprędzej się da stąd wyjść i wyzbyć się Thirlwall. Ta kobieta była taka tajemnicza, z nią nic nie było pewne. Nie ukazywała żadnych emocji. Cały czas ten sam wyraz twarzy i bystre spojrzenie jej ciemnych oczu, które skanowały pomieszczenie. Jade podziękowała cicho niczym dama, z mocnym północno-angielskim akcentem i wybrała się w poszukiwania. Szatynka towarzyszyła jej ten cały czas. Krążyły między półkami, szukając. W takich miejscach jak archiwum czas się wydawał zatrzymać w miejscu. To było jedno z nielicznych pomieszczeń gdzie nie było ani jednego zegarka, a fakt, że znajdowały się w najrzadziej odwiedzanym miejscu w biurze nie polepszał atmosfery. Nelson zawsze zastanawiała się co by się stało, gdyby nagle straciła tu przytomność. Czy ktoś by ją znalazł? Ile czasu musiałaby czekać? Nagle tajemnicza kobieta przystanęła i złapała w ręce jedno z białych pudełeczek gdzie znajdowały się wszystkie zdjęcia i raporty z danej sprawy.
-Mogę? – spytała, podnosząc wieczko.
-Tak, oczywiście.
Thirlwall przeglądnęła dokładnie zawartość pudełka. Trudno było stwierdzić czy znalazła to czego szukała. Jej twarz jak zwykle zastygła w bezruchu. Delikatnie sięgnęła po kilka raportów.
-Możesz mi wydrukować kopię tego?
Nelson przytaknęła i wzięła dokumenty w dłoń. Szukanie kolejnych spraw zeszło im już dużo szybciej. Za każdym razem Jade pytała o dodatkowe strony. Jesy udało się dojrzeć delikatnie co to było. Otóż był to ciąg trzech niewyjaśnionych morderstw z 1969, 1970 i 1971 roku. Po niedługim czasie kobiety wróciły na górę. Jedna z szatynek dostała kopie tak jak chciała, po czym opuściła budynek z kolei druga jeszcze raz wybrała się do archiwum skąd wzięła te trzy, tak wiele znaczące, białe pudełka i z nimi wybrała się do gabinetu Malika
***
Zayn przeglądał raporty zafascynowany. Czytał opisy, podejrzenia. Niestety kryminalistyka w tamtych czasach pozostawiała wiele do życzenia, toteż potrafił zauważyć inne możliwości rozwiązania tych spraw. Wszystkie potrzebne informacje zakreślał zielonym, jaskrawym kolorem. Obok niego stała Jesy, również przekartkowując niektóre raporty od czasu do czasu.
-Zastanawia mnie tylko jedna rzecz – zaczęła – Co łączy te wszystkie morderstwa?
Mulat zastygł w bezruchu w trakcie odkładania kilku zdjęć na miejsce. Pytanie przyjaciółki dudniło mu w uszach. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka i, jak dziki, ponownie wszystko przeczytał. Szukał jakiegoś związku. Bezskutecznie. Uderzył pięścią w biurko sfrustrowany, a szatynka odskoczyła przestraszona. Odchrząknął, poprawił krawat.
-Wybacz Jesy.
-Nic się nie stało.
Akurat w tym momencie zadzwonił alarm w telefonie Malika. Brunet szybko zgarnął go do kieszeni. Poinformował Nelson gdzie się wybiera i po tym jak agentka życzyła mu powodzenia, opuścił pomieszczenie. Po drodze pożegnał się z Niallem i Eleanor, którzy byli zbyt zajęci swoimi sprawami by zainteresować się gdzie idzie. Jego kroki odbijały się echem w pustym korytarzu, na końcu której znajdowała się winda. Wcisnął odpowiedni guzik i pojechał na parter. W recepcji pomachał Samancie na do widzenia i wyszedł z budynku. Od razu uderzył go ciepły, wiosenny wiatr. Uśmiechnął się mimowolnie. Szybko dotarł do swojego samochodu zaparkowanego, jak zawsze, przy piekarni. Droga do szkoły Harry’ego również nie trwała długo. Mężczyzna zaparkował trochę dalej, gdyż na szkolnym parkingu zabrakło już miejsc. Wszedł do budynku z czerwonej cegły. Skierował się do sali siedemnaście, gdzie większość rodziców już zajęła miejsca. Jemu trafiło się krzesło koło pucułowatej kobiety w średnim wieku. Po chwili wszedł nauczyciel. Był on wysokim, szczupłym, starszym mężczyzną. Siwe włosy, zakola. Miał zmęczone, lecz radosne jasne oczy okalane zmarszczkami. Podłużny nos, wąskie usta. Nad górną wargą miał szare, grube wąsy. Twarz miał raczej owalną. Ubrany był w brązową marynarkę, błękitną koszulę i czarne, luźne dżinsy. Przywitał się ze wszystkimi. Najpierw zaczął od podstawowych spraw takich jak zachowanie uczniów i ich oceny. Wspomniał też o jakiś dwóch łobuzach, którzy zostali przyłapani na paleniu papierosów za szkołą. Na koniec poinformował o wycieczce, która odbędzie się pod koniec roku szkolnego do Szkocji. Później wszyscy rozeszli się do innych nauczycieli od poszczególnych przedmiotów. Malik jednak nie widział w tym większego sensu, przed sobą miał kartę ocen syna i choć nie były to szóstki i piątki od góry do dołu, to mimo wszystko nie było źle. Już miał wychodzić z sali kiedy wychowawca go zatrzymał.
-Mógłbym z panem zamienić kilka słów?
Mulat oczywiście się zgodził, choć w myślach tworzyły mu już się czarne scenariusze.
-Skąd przyjechał do nas Harry, jeśli mogę spytać.
-Z Bradford.
Mężczyzna przytaknął. Zapadła niezręczna cisza. Brunet oblizał usta.
-Jeśli sprawia jakieś problemy wychowawcze to najmocniej przepraszam – zaczął Zayn.
-Nie, nic z tych rzeczy. Widzi pan pierwszego dnia nauczyciel literatury poprosił młodzież by napisała krótką notatkę z pamiętnika o czymkolwiek. Praca pańskiego syna odbiegała od prac rówieśników w kilku względach. Słowa jakimi się posługiwał, styl, to było coś więcej niż tylko dobra, uczniowska praca.
Detektyw skłamałby mówiąc, że nie był dumny z nastolatka. Był i to bardzo.
-Miło mi to słyszeć.
-Zastanawiał się pan może nad zapisaniem go do jakiegoś klubu?
-Nie, nie myślałem o tym, ale nawet nie wiedziałem, że ma do tego taki talent. Dziękuję za informację.
Staruszek uśmiechnął się przyjaźnie i poprosił rodzica o odwiedzenie jeszcze pani Pooley, nauczycielki od sztuki, która prowadziła kółko teatralne. Mulat z wielkim zainteresowaniem, szybko odnalazł salę. Zastał tam niziutką, pulchną kobietę, która wyglądała na trzydzieści parę lat. Miała okrągłą buzię, którą okalały rudawo-brązowe kosmyki, kręconych włosów, pucołowate policzki, pokryte mocnym różem. Małe, niebieskie oczka, które ledwo dało się dostrzec przez fioletowy cień do powiek, który miała aż po same brwi. Siedziała przy biurku i popijała herbatkę.
-Dzień dobry, w czym mogę Panu pomóc? – przywitała się, akcentując niczym reporterzy z BBC.
-Przyszedłem porozmawiać z panią o moim synu – Harry’m Maliku.
Nauczycielka rozpromieniła się. Zaczęła chwalić szatyna pod każdym możliwym względem.
-On ma talent proszę pana. Najprawdziwszy talent! Widzę go w roli wielkiej gwiazdy!
Cóż, pani Pooley była dość, można by rzec, ekscentryczną kobietą, jednak mężczyzna wierzył, że jej metody są skuteczne. Będąc szczerym to nawet nie wiedział, że młodzieniec jest zapisany do kółka teatralnego. Zanotował sobie w myślach by o tym z nim porozmawiać. Po skończonej rozmowie i herbacie (nieważne, że odmówił kobieta i tak nalała mu filiżankę), pożegnał się i wyszedł ze szkoły.
***
Kiedy Zayn wrócił do domu, Harry pochrapywał w salonie. Najprawdopodobniej zasnął przy książce, która teraz leżała na podłodze. Mężczyzna spojrzał na zegarek. Było kilka minut po dwudziestej. „Musiał być bardzo zmęczony” – pomyślał. Podniósł lekturę, z której, ku jego zdziwieniu, wypadło kilka spiętych ze sobą kartek. Ciekawość wzięła górę i przejrzał je. Był to scenariusz to sztuki teatralnej, satyry o Sherlocku Holmesie. Mulat zaśmiał się na ten dziwny przypadek. Spojrzał na rumianą twarz śpiącego chłopca. Wyglądał tak niewinnie i uroczo, jak gdyby nie spotkało go nic złego. Odłożył kartki z książką na bok. Zrobił kilka przysiadów i prostych ćwiczeń rozciągających i postanowił wziąć szatyna na ręce i zanieść do swojej sypialni. Niestety kiedy tylko spróbował go podnieść, coś strzyknęło mu w plecach, a chłopak natychmiast się obudził.
-Już nie te lata – mruknął Zayn, rozmasowując obolałe miejsce.
-Co chciałeś zrobić?
Harry podniósł się do pozycji siedzącej. Podkulił nogi pod brodę i oparł się na kolanach.
-Zasnąłeś i chciałem Cię zanieść do twojego pokoju.
Nastolatek zaśmiał się. Wymienili ze sobą jeszcze kilka zdań i kiedy mężczyzna zdał sobie sprawę, że syn jest całkiem rozbudzony, postanowił szczerze z nim porozmawiać.
-Byłem dzisiaj na zebraniu – zaczął – i muszę Cię pochwalić, bo twoje oceny są bardzo ładne.
-Dziękuję.
-Dalej trochę odstajesz z fizyką, ale widzę, że się starasz. Słyszałem, że chodzisz na dodatkowe zajęcia wyrównawcze u swojego nauczyciela, ale jeśli to będzie za mało, to mów, a załatwię ci dodatkowe korepetycje. Twój wychowawca chwalił też jedną z twoich prac pisemnych.
Nie dało się nie zauważyć rumieńców u młodszego.
-Zastanawiałeś się nad jakimś klubem pisarskim, konkursem?
-Myślałem o tym przez chwilę, ale to chyba nie dla mnie? Nie nadaję się.
-Wiesz nie widziałem tego jak napisałeś, ale od dzisiaj ustanawiam nową zasadę w tym domu. Nie ma żadnego „nie nadaję się”! Jeśli będziesz chciał i uwierzysz w siebie to będziesz nadawał się do wszystkiego. Odwiedziłem też panią Pooley.
Młodzieniec zagryzł wargę, jak gdyby walczył ze łzami cisnącymi się do oczu.
-Dlaczego nie pochwaliłeś się, że będziesz grał rolę w sztuce? I to nie byle jaką bo będziesz samym Sherlokiem Holmesem!
-Czytałeś scenariusz? – spytał zdławionym głosem.
-Tak, coś w tym złego? Harry coś się stało?
-Jutro pójdę do pani Pooley i powiem, że rezygnuję.
-Co? Jak? Dlaczego? Co ty wygadujesz Harry? Nie rób tego, już zadzwoniłem do Jesy, by załatwić sobie wolne tego dnia i móc Cię zobaczyć!
Szatyn nieśmiało podniósł wzrok. Na jego policzkach widniały mokre ślady.
-Naprawdę?
-Oczywiście słonko.
-Wiesz chciałbym żeby rodzice moich znajomych z kółka teatralnego też tak myśleli.
-A są jakieś problemy?
-Niektórzy rodzice mają duże wymagania co do swoich dzieci, jak zauważyłem, i nie chcą by zaprzątali sobie głowy czymś takim. I wiele chłopców odeszło, bo drużyny sportowe uważają, że to pedalskie i zaczepiają nas w dość niemiły sposób.
-Boże Harry! Dlaczego mi o tym mówisz dopiero teraz?! Co ma znaczyć "niemiły sposób"?! Zrobili ci coś?
Brunet jak oszalały miotał się w tę i z powrotem po pokoju. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Z kolei nastolatek powoli podciągnął swoją koszulkę, ukazując wielkiego siniaka o pięknym śliwkowym odcieniu.
-Ja tak tego nie zostawię! Jutro idę do dyrektorki!
-Nie, proszę nie! Dyrektorka nie może im nic zrobić, naprawdę! A jak się dowiedzą, że to ja to będzie jeszcze gorzej!
Detektyw westchnął, po czym stanął na baczność i obiecał, że nikomu tego nie zgłosi. Ręce schował za plecami tak, aby nie było widać jak krzyżuje palce.
***
Następnego dnia, wieczorem Zayn zasiadł przy biurku nad raportami z morderstw. Otworzył pierwszy folder.
Sprawa numer: #678588
Ofiara: Caroline Bartmon
Zabójstwo: Ofiara została znaleziona w biedniejszej części Londynu na Golden Lane dnia 17 marca 1969r. Ciało zostało odkryte przez niejaką Sarah Croft. Ciało byłe pokryte siniakami oraz krwiakami. Ślady na nadgarstkach oraz kostkach świadczą o tym, że była czymś związana. Kobieta miała odcięte uszy.
Śledztwo: Ze śledztwa udało się zdobyć tożsamość ofiary. Jej rodzina twierdziła, że denatka nie miała wrogów. 14 marca 1969r. Caroline wyszła z domu i wybrała się na randkę ze swoim chłopakiem, jednak nigdy tam nie dotarła. Trzy dni później odnaleziono jej ciało. Na początku podejrzenia padły na jej chłopaka, który tej nocy miał z nią zerwać, gdyż poznał inną. Z braku dowodów mężczyznę uniewinniono, a morderstwo przypisano seryjnemu mordercy Szalonemu Kapelusznikowi.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Szalony Kapelusznik? Szybko wpisał to w internetową wyszukiwarkę. Chwilę zajęło mu znalezienie wytłumaczenia.
Szalony Kapelusznik – seryjny morderca, polujący w Londynie, któremu przypisano morderstwo trzech kobiet: Caroline Bartmon (1969), Amber Tolbert (1970) i Monique Woodward (1971). Po każdej zbrodni Kapelusznik wysyłał do redakcji lokalnej gazety informację o tym, w których sam siebie nazwał Szalonym Kapelusznikiem. Nigdy nie poznano jego prawdziwej tożsamości.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. W progu stał Harry, ściskający w dłoniach scenariusz.
-Mogę Ci w czymś pomóc?
-Mogę tutaj uczyć się kwestii?
-Tutaj?
-No tak, bo pomyślałem, że jak będą mnie otaczać te wszystkie rzeczy związane z twoją profesją to łatwiej będzie mi się wczuć w rolę.
-No dobrze, tylko bądź cicho okej?
Szatyn przytaknął radośnie i nim mulat zauważył, siedział na jego kolanach. Był dość ciężki, i co jakiś czas zjeżdżał z nóg mężczyzny, ale i tak im to nie przeszkadzało. Brunet westchnął i otworzył kolejny folder. Stamtąd dowiedział się o zabójstwie Amber Tolbert, którą znaleziono dokładnie w tym samym miejscu co Caroline 20 czerwca 1970r. Żadnych znaków szczególnych poza wyciętym językiem. Ostatnia z trzech kobiet – Monique, zginęła 23 września 1971r., znów to samo miejsce, podobne obrażenia, wycięte gałki oczne. Detektyw przygryzł wewnętrzną stronę policzka. Był w kropce. Nie wiedział jaki związek ma to z obecną sprawą oraz dlaczego Jade Thirlwall tak bardzo zależało na tych dokumentach. Rozłożył zdjęcia ofiar na blat. „Będę się im przyglądał tak długo, dopóki czegoś nie wymyślę” – pomyślał. Jednak zapomniał o tym, że nie jest sam w pokoju.
-Trzy mądre małpy – powiedział nagle Harry.
-Słucham?
-Nie znasz tego przysłowia? Zobacz Caroline miała odcięte uszy – nie słyszę nic złego. Amber odcięty język – nie mówię nic złego, a Monique wycięte gałki oczne – nie widzę nic złego. Japońskie przysłowie o trzech małpach.
Mężczyznę olśniło.
-Harry jesteś genialny! Właśnie rozwiązałeś historię sprzed lat!
-Naprawdę?
-Może nie do końca, ale ruszyłeś wiele do przodu z tym. Masz coś jeszcze?
Szatyn zamyślił się na chwilę. Przejrzał ponownie zdjęcia i zerknął na raporty. Nagle znalazł coś bardzo intrygującego i z zafascynowaniem skupił się na jednej rzeczy.
-Może to być czysty przypadek, ale zobacz. Trzy kobiety, przysłowie o trzech małpach, trzy lata, w których zostały zamordowane…
-Morderstwa trzy dni i miesiące później – dokończył za niego rodzic.
Wszędzie ukazywała im się trójka.
-Czy liczba trzy posiada jakieś symboliczne znaczenie?
-Sugerujesz, że mogły to być morderstwa rytualne? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Nastolatek przytaknął. Obydwaj, spragnieni odpowiedzi, wstukali to w wyszukiwarkę. Głównym znaczenie była Trójca Święta, ale takie pojęcia jak szczęście, sztuka.
-To nie ma najmniejszego sensu – jęknął młodzieniec.
Brunet uciszył go gestem dłoni. W tym musiał być jakiś sens. Zielonooki wyciągnął się i ziewnął przeciągle.
-Śpiący?
-Trochę.
-Idź się połóż, jest już późno. I Harry jeszcze jedno…
-Tak?
-Nie chwal się nikomu, że oglądałeś zdjęcia z miejsc zbrodni, to nie jest nic godnego pochwały.
Obydwoje zaśmiali się.
-Spokojnie, w internecie można znaleźć gorsze rzeczy od tego.
Po czym opuścił pokój, a detektyw został sam na sam w swoim własnym świecie. Wyciągnął z szuflady notes i zapisał w nim wszystko co do tej pory ustalił z synem. Złapał za telefon, chcąc wykręcić numer do Jesy i zarządzić jakieś spotkanie. Jakież było jego zdziwienie kiedy szatynka zadzwoniła szybciej.
-Słucham?
-Panna Thirlwall chce się spotkać z nami jutro.
-Cudnie.
_________________________________________________________________________________
A czy wy znaliście japońskie przysłowie o trzech małpach? c;
Swoją drogą cała drama z kółkiem teatralnym jest inspirowana "Stowarzyszeniem Umarłych Poetów" <3
Rozdział wyszedł długi, a my powoli kończymy tę sprawę....
Rozwiązanie jest bliżej niż myślicie ;)
Jakieś domysły?
Do zobaczenia :*
Kocham Was <3