sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział XXI

Zayn szybko wstukiwał kolejne informacje do komputera. Musiał wypełnić kilka raportów. Nerwowo zerknął na zegarek. „Uff dopiero czternasta” – ucieszył się w myślach. Dzisiaj na siedemnastą trzydzieści miał zebranie w szkole syna. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę.
W progu zjawiła się Jesy, ubrana w granatowy, przyduży sweter z golfem i czarne dżinsy. Kobieta przygryzła wargę.
-Jade chce się z Tobą widzieć.
Po czym do pomieszczenia weszła wspomniana szatynka. Przywitała się kulturalnie. Mulat wstał ze swojego miejsca.
-W czym mogę pani pomóc?
-Chciałabym dostać dostęp do akt.
Malik zachłysnął się powietrzem. Za kogo ona się uważa? Nie wystarczyło przyjść i tak zwyczajnie oto poprosić. Dostęp do archiwum jest ściśle tajny. Mężczyzna westchnął, przyciskając mostek nosa. I co on teraz ma niby zrobić?
-Szuka pani czegoś konkretnego?
Szatynka udała zamyśloną, po czym pokiwała przecząco głową. Mulat przygryzł wargę. Nikt poza osobami do tego upoważnionymi, nie ma prawa grzebać w aktach. Gdyby ktoś się o tym dowiedział mógłby stracić pracę. Ale z drugiej strony, jeśli może to pomóc im rozwikłać sprawę Bethany. Zayn westchnął ciężko. Otworzył jedną z szuflad w swoim biurku, skąd wyjął srebrny klucz. Rzucił go Jesy.
-Może tam pani wchodzić tylko w obecności mojej lub panny Nelson.
-Oczywiście, dziękuję.

***

Szatynka w ciszy prowadziła kobietę na najniższe piętro w budynku. Stukot ich butów o metalowe schody odbijał się echem. Coraz niżej i niżej, jak gdyby schodziły do podziemi. Nareszcie znalazły się przed ciężkimi, zaryglowanymi drzwiami. Jesy szybko je otworzyła, chcąc jak najprędzej się da stąd wyjść i wyzbyć się Thirlwall. Ta kobieta była taka tajemnicza, z nią nic nie było pewne. Nie ukazywała żadnych emocji. Cały czas ten sam wyraz twarzy i bystre spojrzenie jej ciemnych oczu, które skanowały pomieszczenie. Jade podziękowała cicho niczym dama, z mocnym północno-angielskim akcentem i wybrała się w poszukiwania. Szatynka towarzyszyła jej ten cały czas. Krążyły między półkami, szukając. W takich miejscach jak archiwum czas się wydawał zatrzymać w miejscu. To było jedno z nielicznych pomieszczeń gdzie nie było ani jednego zegarka, a fakt, że znajdowały się w najrzadziej odwiedzanym miejscu w biurze nie polepszał atmosfery. Nelson zawsze zastanawiała się co by się stało, gdyby nagle straciła tu przytomność. Czy ktoś by ją znalazł? Ile czasu musiałaby czekać? Nagle tajemnicza kobieta przystanęła i złapała w ręce jedno z białych pudełeczek gdzie znajdowały się wszystkie zdjęcia i raporty z danej sprawy.
-Mogę? – spytała, podnosząc wieczko.
-Tak, oczywiście.
Thirlwall przeglądnęła dokładnie zawartość pudełka. Trudno było stwierdzić czy znalazła to czego szukała. Jej twarz jak zwykle zastygła w bezruchu. Delikatnie sięgnęła po kilka raportów.
-Możesz mi wydrukować kopię tego?
Nelson przytaknęła i wzięła dokumenty w dłoń. Szukanie kolejnych spraw zeszło im już dużo szybciej. Za każdym razem Jade pytała o dodatkowe strony. Jesy udało się dojrzeć delikatnie co to było. Otóż był to ciąg trzech niewyjaśnionych morderstw z 1969, 1970 i 1971 roku. Po niedługim czasie kobiety wróciły na górę. Jedna z szatynek dostała kopie tak jak chciała, po czym opuściła budynek z kolei druga jeszcze raz wybrała się do archiwum skąd wzięła te trzy, tak wiele znaczące, białe pudełka i z nimi wybrała się do gabinetu Malika

***

Zayn przeglądał raporty zafascynowany. Czytał opisy, podejrzenia. Niestety kryminalistyka w tamtych czasach pozostawiała wiele do życzenia, toteż potrafił zauważyć inne możliwości rozwiązania tych spraw. Wszystkie potrzebne informacje zakreślał zielonym, jaskrawym kolorem. Obok niego stała Jesy, również przekartkowując niektóre raporty od czasu do czasu.
-Zastanawia mnie tylko jedna rzecz – zaczęła – Co łączy te wszystkie morderstwa?
Mulat zastygł w bezruchu w trakcie odkładania kilku zdjęć na miejsce. Pytanie przyjaciółki dudniło mu w uszach. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka i, jak dziki, ponownie wszystko przeczytał. Szukał jakiegoś związku. Bezskutecznie. Uderzył pięścią w biurko sfrustrowany, a  szatynka odskoczyła przestraszona. Odchrząknął, poprawił krawat.
-Wybacz Jesy.
-Nic się nie stało.
Akurat w tym momencie zadzwonił alarm w telefonie Malika. Brunet szybko zgarnął go do kieszeni. Poinformował Nelson gdzie się wybiera i po tym jak agentka życzyła mu powodzenia, opuścił pomieszczenie. Po drodze pożegnał się z Niallem i Eleanor, którzy byli zbyt zajęci swoimi sprawami by zainteresować się gdzie idzie. Jego kroki odbijały się echem w pustym korytarzu, na końcu której znajdowała się winda. Wcisnął odpowiedni guzik i pojechał na parter. W recepcji pomachał Samancie na do widzenia i wyszedł z budynku. Od razu uderzył go ciepły, wiosenny wiatr. Uśmiechnął się mimowolnie. Szybko dotarł do swojego samochodu zaparkowanego, jak zawsze, przy piekarni. Droga do szkoły Harry’ego również nie trwała długo. Mężczyzna zaparkował trochę dalej, gdyż na szkolnym parkingu zabrakło już miejsc. Wszedł do budynku z czerwonej cegły. Skierował się do sali siedemnaście, gdzie większość rodziców już zajęła miejsca. Jemu trafiło się krzesło koło pucułowatej kobiety w średnim wieku.  Po chwili wszedł nauczyciel. Był on wysokim, szczupłym, starszym mężczyzną. Siwe włosy, zakola. Miał zmęczone, lecz radosne jasne oczy okalane zmarszczkami. Podłużny nos, wąskie usta. Nad górną wargą miał szare, grube wąsy. Twarz miał raczej owalną. Ubrany był w brązową marynarkę, błękitną koszulę i czarne, luźne dżinsy. Przywitał się ze wszystkimi. Najpierw zaczął od podstawowych spraw takich jak zachowanie uczniów i ich oceny. Wspomniał też o jakiś dwóch łobuzach, którzy zostali przyłapani na paleniu papierosów za szkołą. Na koniec poinformował o wycieczce, która odbędzie się pod koniec roku szkolnego do Szkocji. Później wszyscy rozeszli się do innych nauczycieli od poszczególnych przedmiotów. Malik jednak nie widział w tym większego sensu, przed sobą miał kartę ocen syna i choć nie były to szóstki i piątki od góry do dołu, to mimo wszystko nie było źle. Już miał wychodzić z sali kiedy wychowawca go zatrzymał.
-Mógłbym z panem zamienić kilka słów?
Mulat oczywiście się zgodził, choć w myślach tworzyły mu już się czarne scenariusze.
-Skąd przyjechał do nas Harry, jeśli mogę spytać.
-Z Bradford.
Mężczyzna przytaknął. Zapadła niezręczna cisza. Brunet oblizał usta.
-Jeśli sprawia jakieś problemy wychowawcze to najmocniej przepraszam – zaczął Zayn.
-Nie, nic z tych rzeczy. Widzi pan pierwszego dnia nauczyciel literatury poprosił młodzież by napisała krótką notatkę z pamiętnika o czymkolwiek. Praca pańskiego syna odbiegała od prac rówieśników w kilku względach. Słowa jakimi się posługiwał, styl, to było coś więcej niż tylko dobra, uczniowska praca.
Detektyw skłamałby mówiąc, że nie był dumny z nastolatka. Był i to bardzo.
-Miło mi to słyszeć.
-Zastanawiał się pan może nad zapisaniem go do jakiegoś klubu?
-Nie, nie myślałem o tym, ale nawet nie wiedziałem, że ma do tego taki talent. Dziękuję za informację.
Staruszek uśmiechnął się przyjaźnie i poprosił rodzica o odwiedzenie jeszcze pani Pooley, nauczycielki od sztuki, która prowadziła kółko teatralne. Mulat z wielkim zainteresowaniem, szybko odnalazł salę. Zastał tam niziutką, pulchną kobietę, która wyglądała na trzydzieści parę lat. Miała okrągłą buzię, którą okalały rudawo-brązowe kosmyki, kręconych włosów, pucołowate policzki, pokryte mocnym różem. Małe, niebieskie oczka, które ledwo dało się dostrzec przez fioletowy cień do powiek, który miała aż po same brwi. Siedziała przy biurku i popijała herbatkę.
-Dzień dobry, w czym mogę Panu pomóc? – przywitała się, akcentując niczym reporterzy z BBC.
-Przyszedłem porozmawiać z panią o moim synu – Harry’m Maliku.
Nauczycielka rozpromieniła się. Zaczęła chwalić szatyna pod każdym możliwym względem.
-On ma talent proszę pana. Najprawdziwszy talent! Widzę go w roli wielkiej gwiazdy!
Cóż, pani Pooley była dość, można by rzec, ekscentryczną kobietą, jednak mężczyzna wierzył, że jej metody są skuteczne. Będąc szczerym to nawet nie wiedział, że młodzieniec jest zapisany do kółka teatralnego. Zanotował sobie w myślach by o tym z nim porozmawiać. Po skończonej rozmowie i herbacie (nieważne, że odmówił kobieta i tak nalała mu filiżankę), pożegnał się i wyszedł ze szkoły.

***

Kiedy Zayn wrócił do domu, Harry pochrapywał w salonie. Najprawdopodobniej zasnął przy książce, która teraz leżała na podłodze. Mężczyzna spojrzał na zegarek. Było kilka minut po dwudziestej. „Musiał być bardzo zmęczony” – pomyślał. Podniósł lekturę, z której, ku jego zdziwieniu, wypadło kilka spiętych ze sobą kartek. Ciekawość wzięła górę i przejrzał je. Był to scenariusz to sztuki teatralnej, satyry o Sherlocku Holmesie. Mulat zaśmiał się na ten dziwny przypadek. Spojrzał na rumianą twarz śpiącego chłopca. Wyglądał tak niewinnie i uroczo, jak gdyby nie spotkało go nic złego. Odłożył kartki z książką na bok. Zrobił kilka przysiadów i prostych ćwiczeń rozciągających i postanowił wziąć szatyna na ręce i zanieść do swojej sypialni. Niestety kiedy tylko spróbował go podnieść, coś strzyknęło mu w plecach, a chłopak natychmiast się obudził.
-Już nie te lata – mruknął Zayn, rozmasowując obolałe miejsce.
-Co chciałeś zrobić?
Harry podniósł się do pozycji siedzącej. Podkulił nogi pod brodę i oparł się na kolanach.
-Zasnąłeś i chciałem Cię zanieść do twojego pokoju.
Nastolatek zaśmiał się. Wymienili ze sobą jeszcze kilka zdań i kiedy mężczyzna zdał sobie sprawę, że syn jest całkiem rozbudzony, postanowił szczerze z nim porozmawiać.
-Byłem dzisiaj na zebraniu – zaczął – i muszę Cię pochwalić, bo twoje oceny są bardzo ładne.
-Dziękuję.
-Dalej trochę odstajesz z fizyką, ale widzę, że się starasz. Słyszałem, że chodzisz na dodatkowe zajęcia wyrównawcze u swojego nauczyciela, ale jeśli to będzie za mało, to mów, a załatwię ci dodatkowe korepetycje. Twój wychowawca chwalił też jedną z twoich prac pisemnych.
Nie dało się nie zauważyć rumieńców u młodszego.
-Zastanawiałeś się nad jakimś klubem pisarskim, konkursem?
-Myślałem o tym przez chwilę, ale to chyba nie dla mnie? Nie nadaję się.
-Wiesz nie widziałem tego jak napisałeś, ale od dzisiaj ustanawiam nową zasadę w tym domu. Nie ma żadnego „nie nadaję się”! Jeśli będziesz chciał i uwierzysz w siebie to będziesz nadawał się do wszystkiego. Odwiedziłem też panią Pooley.
Młodzieniec zagryzł wargę, jak gdyby walczył ze łzami cisnącymi się do oczu.
-Dlaczego nie pochwaliłeś się, że będziesz grał rolę w sztuce? I to nie byle jaką bo będziesz samym Sherlokiem Holmesem!
-Czytałeś scenariusz? – spytał zdławionym głosem.
-Tak, coś w tym złego? Harry coś się stało?
-Jutro pójdę do pani Pooley i powiem, że rezygnuję.
-Co? Jak? Dlaczego? Co ty wygadujesz Harry? Nie rób tego, już zadzwoniłem do Jesy, by załatwić sobie wolne tego dnia i móc Cię zobaczyć!
Szatyn nieśmiało podniósł wzrok. Na jego policzkach widniały mokre ślady.
-Naprawdę?
-Oczywiście słonko.
-Wiesz chciałbym żeby rodzice moich znajomych z kółka teatralnego też tak myśleli.
-A są jakieś problemy?
-Niektórzy rodzice mają duże wymagania co do swoich dzieci, jak zauważyłem, i nie chcą by zaprzątali sobie głowy czymś takim. I wiele chłopców odeszło, bo drużyny sportowe uważają, że to pedalskie i zaczepiają nas w dość niemiły sposób.
-Boże Harry! Dlaczego mi o tym mówisz dopiero teraz?! Co ma znaczyć "niemiły sposób"?! Zrobili ci coś?
Brunet jak oszalały miotał się w tę i z powrotem po pokoju. Nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Z kolei nastolatek powoli podciągnął swoją koszulkę, ukazując wielkiego siniaka o pięknym śliwkowym odcieniu.
-Ja tak tego nie zostawię! Jutro idę do dyrektorki!
-Nie, proszę nie! Dyrektorka nie może im nic zrobić, naprawdę! A jak się dowiedzą, że to ja to będzie jeszcze gorzej!
Detektyw westchnął, po czym stanął na baczność i obiecał, że nikomu tego nie zgłosi. Ręce schował za plecami tak, aby nie było widać jak krzyżuje palce.

***

Następnego dnia, wieczorem Zayn zasiadł przy biurku nad raportami z morderstw. Otworzył pierwszy folder.

Sprawa numer: #678588

Ofiara: Caroline Bartmon

Zabójstwo: Ofiara została znaleziona w biedniejszej części Londynu na Golden Lane dnia 17 marca 1969r. Ciało zostało odkryte przez niejaką Sarah Croft. Ciało byłe pokryte siniakami oraz krwiakami. Ślady na nadgarstkach oraz kostkach świadczą o tym, że była czymś związana. Kobieta miała odcięte uszy.

Śledztwo: Ze śledztwa udało się zdobyć tożsamość ofiary. Jej rodzina twierdziła, że denatka nie miała wrogów. 14 marca 1969r. Caroline wyszła z domu i wybrała się na randkę ze swoim chłopakiem, jednak nigdy tam nie dotarła. Trzy dni później odnaleziono jej ciało. Na początku podejrzenia padły na jej chłopaka, który tej nocy miał z nią zerwać, gdyż poznał inną. Z braku dowodów mężczyznę uniewinniono, a morderstwo przypisano seryjnemu mordercy Szalonemu Kapelusznikowi.

Mężczyzna zmarszczył brwi. Szalony Kapelusznik? Szybko wpisał to w internetową wyszukiwarkę. Chwilę zajęło mu znalezienie wytłumaczenia.

Szalony Kapelusznik – seryjny morderca, polujący w Londynie, któremu przypisano morderstwo trzech kobiet: Caroline Bartmon (1969), Amber Tolbert (1970) i Monique Woodward (1971). Po każdej zbrodni Kapelusznik wysyłał do redakcji lokalnej gazety informację o tym, w których sam siebie nazwał Szalonym Kapelusznikiem. Nigdy nie poznano jego prawdziwej tożsamości.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. W progu stał Harry, ściskający w dłoniach scenariusz.
-Mogę Ci w czymś pomóc?
-Mogę tutaj uczyć się kwestii?
-Tutaj?
-No tak, bo pomyślałem, że jak będą mnie otaczać te wszystkie rzeczy związane z twoją profesją to łatwiej będzie mi się wczuć w rolę.
-No dobrze, tylko bądź cicho okej?
Szatyn przytaknął radośnie i nim mulat zauważył, siedział na jego kolanach. Był dość ciężki, i co jakiś czas zjeżdżał z nóg mężczyzny, ale i tak im to nie przeszkadzało. Brunet westchnął i otworzył kolejny folder. Stamtąd dowiedział się o zabójstwie Amber Tolbert, którą znaleziono dokładnie w tym samym miejscu co Caroline 20 czerwca 1970r. Żadnych znaków szczególnych poza wyciętym językiem. Ostatnia z trzech kobiet – Monique, zginęła 23 września 1971r., znów to samo miejsce, podobne obrażenia, wycięte gałki oczne. Detektyw przygryzł wewnętrzną stronę policzka. Był w kropce. Nie wiedział jaki związek ma to z obecną sprawą oraz dlaczego Jade Thirlwall tak bardzo zależało na tych dokumentach. Rozłożył zdjęcia ofiar na blat. „Będę się im przyglądał tak długo, dopóki czegoś nie wymyślę” – pomyślał. Jednak zapomniał o tym, że nie jest sam w pokoju.
-Trzy mądre małpy – powiedział nagle Harry.
-Słucham?
-Nie znasz tego przysłowia? Zobacz Caroline miała odcięte uszy – nie słyszę nic złego. Amber odcięty język – nie mówię nic złego, a Monique wycięte gałki oczne – nie widzę nic złego. Japońskie przysłowie o trzech małpach.
Mężczyznę olśniło.
-Harry jesteś genialny! Właśnie rozwiązałeś historię sprzed lat!
-Naprawdę?
-Może nie do końca, ale ruszyłeś wiele do przodu z tym.  Masz coś jeszcze?
Szatyn zamyślił się na chwilę. Przejrzał ponownie zdjęcia i zerknął na raporty. Nagle znalazł coś bardzo intrygującego i z zafascynowaniem skupił się na jednej rzeczy.
-Może to być czysty przypadek, ale zobacz. Trzy kobiety, przysłowie o trzech małpach, trzy lata, w których zostały zamordowane…
-Morderstwa trzy dni i miesiące później – dokończył za niego rodzic.
Wszędzie ukazywała im się trójka.
-Czy liczba trzy posiada jakieś symboliczne znaczenie?
-Sugerujesz, że mogły to być morderstwa rytualne? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Nastolatek przytaknął. Obydwaj, spragnieni odpowiedzi, wstukali to w wyszukiwarkę. Głównym znaczenie była Trójca Święta, ale takie pojęcia jak szczęście, sztuka.
-To nie ma najmniejszego sensu – jęknął młodzieniec.
Brunet uciszył go gestem dłoni. W tym musiał być jakiś sens. Zielonooki wyciągnął się i ziewnął przeciągle.
-Śpiący?
-Trochę.
-Idź się połóż, jest już późno. I Harry jeszcze jedno…
-Tak?
-Nie chwal się nikomu, że oglądałeś zdjęcia z miejsc zbrodni, to nie jest nic godnego pochwały.
Obydwoje zaśmiali się.
-Spokojnie, w internecie można znaleźć gorsze rzeczy od tego.
Po czym opuścił pokój, a detektyw został sam na sam w swoim własnym świecie. Wyciągnął z szuflady notes i zapisał w nim wszystko co do tej pory ustalił z synem. Złapał za telefon, chcąc wykręcić numer do Jesy i zarządzić jakieś spotkanie. Jakież było jego zdziwienie kiedy szatynka zadzwoniła szybciej.
-Słucham?
-Panna Thirlwall chce się spotkać z nami jutro.
-Cudnie.




_________________________________________________________________________________
A czy wy znaliście japońskie przysłowie o trzech małpach? c;
Swoją drogą cała drama z kółkiem teatralnym jest inspirowana "Stowarzyszeniem Umarłych Poetów" <3
Rozdział wyszedł długi, a my powoli kończymy tę sprawę....
Rozwiązanie jest bliżej niż myślicie ;)
Jakieś domysły?


Do zobaczenia :*
Kocham Was <3

wtorek, 12 kwietnia 2016

Rozdział XX

Czwórka detektywów grzecznie i w ciszy weszła do księgarni „Pity Party”. Nad ich głowami rozległ się dzwoneczek, informujący właścicielkę o przybyciu gości. Jak tylko drzwi zatrzasnęły się za Niallem, który znajdował się na końcu wężyka, który z kolei bardziej przypominał kondukt pogrzebowy zważając na miny w nim obecnych, dało się słyszeć przeraźliwy grzmot, a zaraz potem deszcz lunął jak z cebra.
-Teraz powiedzcie mi szczerze – odezwała się cicho Eleanor – które z was przyjechało tu samochodem?
Cisza jaka zapadła po tym pytaniu była jednoznaczna. Wszyscy westchnęli. Ten dzień dłużył się w nieskończoność. Za biurkiem przy kasie siedziała dość specyficzna młoda kobieta. Jej uroda na pewno dużo różniła się do tej promowanej w magazynach i telewizji, jednak brzydka też nie była. Najbardziej zaskakujące były jej włosy, które były w dwóch kolorach. Po lewej stronie przedziałka były czarne, a po prawej fioletowe. Mulat nie miał zbyt dużo czasu by jej się dokładniej przyjrzeć, ponieważ właścicielka sklepu podniosła się ze swojego miejsca i z delikatnym uśmiechem wskazała im schody na górę. Wszyscy cicho podziękowali. Małe mieszkanko nad księgarnią nie należało do największych. Było nawet mniejsze od poprzedniej klitki Malika, a on sam zastanawiał się jak udało mu się przetrwać tyle lat w tak małej przestrzeni.  W progu salonu stała Jade. Gestem ręki poprowadziła ich w głąb pokoju. Wzięła kurtki oraz płaszcze, które z przesadną dokładnością odłożyła na jednym z foteli. Rozdała oddziałowi piękne, białe ozdabiane niebieskimi wzorami filiżanki, do których nalała im herbaty.
-Taka brzydka pogoda – mruknęła.
Zayn przyjrzał się wystrojowi pomieszczenia. Na jednej ze ścian znajdowały się dwa obrazy, które przedstawiały zniszczone, stare mapy. Na przeciwległej był duży, drewniany zegar z kukułką. Oni sami siedzieli na skórzanych czarnych fotelach i kanapach. W oknach znajdowały się, już coraz rzadziej spotykane, drewniane okiennice, pomalowane na czarno. Ostatnim meblem znajdującym się w pokoju był mosiądzowy regał zapełniony po brzegi książkami.
-Panie Malik?
Mężczyzna ocknął się kiedy usłyszał własne nazwisko. Wszyscy przyglądali mu się z zaciekawieniem, poza Jesy, która przypominała bardziej zmartwioną. Detektyw odchrząknął i poprawił kołnierzyk koszuli.
-Słucham?
-Czy przejrzał pan moją teczkę?
-Zerknąłem okiem.
Zayn przygryzł wewnętrzną stronę policzka. Nie wypadało powiedzieć, że nie miał czasu. Szatynka poprosiła by wyłożył wszystkie dokumenty na stół, a ona sama zniknęła w jednym z pomieszczeń.
-Ten dom jest strasznie dziwny – do jego uszu dobiegł szept Nialla.
Mulat przyjrzał się uważnie blondynowi. Był z nim na kilku akcjach, poza tym z tego czego dowiedział się o nim w teczce z dokumentami to wcześniej pomagał rozbrajać szajki narkotykowe. A teraz przeraża go przyciasny dom?
-Mnie też przyprawia o dreszcze – szepnęła Nelson nieśmiało.
-Mam nadzieję, że nie karze nam tu długo siedzieć – do rozmowy wtrąciła się Calder.
Detektyw nie wierzył własnym uszom. Jego najlepsi ludzie, z którymi pracował tyle lat, którzy bez skrupułów specjalnie mieszali się w największe zbrodnie Zjednoczonego Królestwa, naprawdę trzęsą się ze strachu i to teraz? Zwilżył wargi językiem.
-A co z Tobą? – spytała Eleanor – Nie masz takiego niepokojącego odczucia?
-Jakiego niepokojącego odczucia?
-Że ktoś nas obserwuje.
Właśnie wtedy z pokoju obok Jade krzyknęła głośno „Eureka!” i wróciła do salonu. Rozłożyła na stół kilka fotografii. Mulat sięgnął po filiżankę z herbatą, upił łyk i mozolnie rzucił okiem na zdjęcia. Sam nie wiedział czego się spodziewał, zdjęć z wakacji? Omal się nie zadławił ciepłym napojem kiedy zobaczył dokładne fotografie z miejsca zbrodni. Wszyscy dookoła byli tak samo zszokowani jak on, poza gospodynią, która jak zwykle z największym spokojem i bez emocji przyglądała się rozłożonym na blacie dokumentom. Kiedy patolodzy robią zdjęcia ciału ofiary obok kładą specjalne, tak zwane „linijki”, które pokazują wymiary w calach danych ran, obrzęków. Thirllwall poradziła sobie w inny sposób, mianowicie zaznaczyła to już na zdjęciu. Co oznaczało, że….
-Mierzyłaś ofiarę? – zapytała Nelson z niedowierzaniem w głosie.
Kobieta przytknęła, dalej sącząc herbatę z filiżanki. Kiedy skończyła, odłożyła naczynie na bok i złapała za długopis.
-Tutaj – wskazała miejsce rozcięcia ciała – widać dokładnie jakiego narzędzia użył przestępca.
-To już uzgodniliśmy, to była siekiera – mruknął cynicznie mulat.
-Nie zgadzam się z panem – odpowiedziała szatynka, tym samym zaskakując wszystkich w pokoju jeszcze bardziej.
O ile w ogóle to było możliwe.
-Siekiera jak i zwykła piła rozrywają kawałki mięsa, na ich końcach zostawiając takie jakby porwane ślady. Ona była cięta z dużą dokładnością, a skóra jakby nienaruszona. Podobne efekty uzyskiwano przy gilotynie, której używano w Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Cięło ono z niewyobrażalną precyzją.
-Sugeruje pani, że żeby rozczłonkować Bethany White sprawca posłużył się XVIIIw. Narzędziem?
-Takie same efekty w dzisiejszych czasach uzyskuje się piłą mechaniczną. Przynajmniej tak słyszałam – rzuciła jakby od niechcenia.
Wszyscy zebrani spojrzeli po sobie. Kontaktując się wzrokowo obiecali sobie, że informację o tym banalnym błędzie zabiorą ze sobą do grobów, a już na pewno nie znajdzie się ona w żadnym z policyjnych raportów.

***

Zayn przygryzł wargę. Co chwilę odtrącał swoją rękę od paczki Marlboro, które leżały na biurko po jego lewej stronie. „Obiecałeś Harry’emu, że nie zapalisz” – powtarzał sobie w myślach – „Masz być dobrym przykładem, do cholery!”. Mężczyzna z impetem wstał ze swojego obracanego, biurowego krzesła, które spadło na ziemię z hukiem. Mulat puścił z ust piękną wiązankę przekleństw w każdym znanym mu języku po czym podniósł mebel. Będąc blisko wyrywania sobie włosów z czubka głowy postanowił opuścić swoje domowe biuro nim ulegnie pokusie. Poszedł do kuchni, gdzie szukając w lodówce czegokolwiek na ukojenie nerwów znalazł butelkę wódki. „Brawo Zayn z jednej skrajności w drugą” – szepnął mu wredny głosik w jego głowie. Mężczyzna wziął porządny łyk alkoholu, który po chwili zaczął wypalać mu gardło.
-Nie wypijesz jej całej prawda?
Usłyszał za sobą cichy, niepewny głosik. Odwrócił się. Zaspany Harry, którego włosy były w nieładzie, odziany jedynie w przydużą koszulkę, która zapewne należała do Zayna sądząc po tym, że sięgała mu za kolana, patrzył się na niego swoimi dużymi, wyłupiastymi, szmaragdowymi oczami. Malik westchnął. Czuł się jak dziecko przyłapane na wyjadaniu ciasteczek ze słoika.
-Nie, tak tylko chciałem na orzeźwienie – mruknął po czym odłożył szklaną butelkę na swoje miejsce.
Nastolatek podbiegł do niego na paluszkach mocno się wtulając.
-Dlaczego jeszcze nie śpisz? – spytał mulat używając swojego ojcowskiego tonu, który podszlifowywał przez tę parę miesięcy.
-Wiesz, że mógłbym spytać Cię o to samo, prawda?
-Ja muszę pracować.
-A ja nie mogę spać.
-Dlaczego?
-Burza jest na dworze – sprytnie zauważył szatyn – Nie lubię burz.
Detektyw westchnął. Razem z młodzieńcem udali się do jego pokoju.
-Wiesz Harry, że to nie jest do końca zgodne z prawem, prawda?
Nastolatek burknął coś w odpowiedzi, rozpychając się w łóżku swojego przybranego taty. Po chwili adopcyjny rodzic dołączył do niego. Leżeli w ciszy przerywanej co jakiś czas grzmotem.
-Boisz się burz?
-Nie do końca, kiedyś przez pewien czas mieszkaliśmy w Ameryce i raz była okropna burza i wylała rzeka. Zalało nam cały dom, nie było to jakoś nadzwyczajnie straszne i traumatyczne, ale dalej nie lubię burz.
Mulat przytaknął i pozwolił sobie na chwilowe zamknięcie oczu. Później poczuł delikatnie kołysanie, a odgłosy burzy i ciche pochrapywanie Harry’ego było coraz mniej słyszalne.





_________________________________________________________________________________
Nie mam pojęcia do czego służą te dziwne miarki z miejsc zbrodni, a nie mogłam znaleźć o tym żadnej informacji, więc macie moją definicję :I
To tak dla sprostowania i cóż to tyle,


Do zobaczenia <3

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Rozdział XIX

Zayn zalał wrzątkiem kubek z kawą. Przebywał w małej, biurowej kuchni. Miejsca było na dwie osoby, ewentualnie trzy gdyby stanęły bardzo blisko siebie, choć podczas imprez organizowanych przez zarząd potrafił się tu upchnąć, naprawdę, tabun ludzi. Detektyw pochuchał kilka razy, by ostudzić swój napój. Kiedy temperatura wydała mu się odpowiednia, wziął mały łyczek. Razem z kubkiem wyszedł z pomieszczenia. Przeszedł długim korytarzem na dział przesłuchań. W budynku znajdowało się sześć pokoi, w których odbywały się przesłuchania. W tym dwa do oddziału Malika. Kolejne dwa należały do grupy Dandy'iego Fletchera, która zajmowała się zbrodniami popełnianymi przez armię brytyjską. I ostatnie do oddziału Amandy Fitzpatrick, oni zajmowali się w głównej mierze korupcją. Tylko grupa Zayna była z wydziału kryminalistycznego, gdyż wbrew pozorom Londyn nie był taki niebezpieczny i większość spraw potrafiła rozwiązać miejska policja.
-Twierdzi, że jest niewinny.
Mulat wzdrygnął się na głos szatynki.
-Oh Eleanor, pracujesz tu już tak długo, nie zauważyłaś, że oni wszyscy są niewinni? - spytał sarkastycznie, robiąc cudzysłów palcami.
Kobieta tylko prychnęła i skierowała się w drugą stronę korytarza, zapewne chcąc wrócić do swojego laboratorium. Mężczyzna westchnął i otworzył drzwi. Ściany były pokryte brązową farbą, a na podłodze znajdowała się granatowa wykładzina. W środku był tylko stolik i dwa krzesła naprzeciwko siebie. Na jednym z nich siedział Luca. Brunet ze stoickim spokojem podszedł do podejrzanego, odłożył kubek na blat i usiadł na swoim miejscu. Przyjrzał się dokładnie potencjalnemu mordercy. Jego włosy były w nieładzie, błądził maniakalnie wzrokiem po pokoju, ziemista cera i opadające powieki, sygnalizowały, że nie spał za dobrze. Ubrany był w szary kombinezon, jaki dostają więźniowie, a ręce miał skute.
-Więc Luca, ja jestem detektyw...
-Zayn Malik - przerwał mu Kanadyjczyk - znam Cię! Poznaliśmy się na imprezie w liceum. Pamiętasz mnie?
Rozdrapane, przez ostatnie wydarzenia, wspomnienia z tamtej nocy uderzyły z impetem w mulata niczym rozpędzony pociąg.
-Uczeń z wymiany...
-No widzisz, pamiętasz! Słuchaj Zayn, kolego, nie jestem zły za to, że mnie skułeś, ale skoro sprawa się już wyjaśniła. Proszę zawołaj kogoś, by zdjął mi te kajdanki. Strasznie wbijają się w nadgarstki.
-Nic się nie wyjaśniło! - ryknął Malik na całe pomieszczenie.
Lorenzo skulił się na swoim krześle. Brunet mruknął coś, podirytowany, przeczesał dłoniom włosy i wziął kilka głębokich wdechów. Na podejrzanego nie wolno krzyczeć. Nigdy. Jak dobrze, że pokój był dźwiękoszczelny. Zayn pochylił się nad stołem, opierając się na łokciach.
-Powiesz mi teraz grzecznie, jak na spowiedzi, całą prawdę o Bethany, dobrze?
Luca przygryzł wargę, jednak szybko otworzył usta.
-Dobrze powiem Ci prawdę. Spotkałem ją w klubie, zatańczyliśmy do kilku piosenek, nic poza tym. Później chciała żebym jej coś sprzedał...
-Co takiego? - wtrącił się detektyw.
Przesłuchiwany mężczyzna westchnął.
-Kokainę, okej? Ale się nie zgodziłem. Powiedziałem, że nic nie mam.
-Dlaczego?
-Dużo by gadać. Pogadaliśmy trochę, opowiedziała mi mniej więcej co robi w życiu, o rodzinie, o chłopaku, no nie chciałem by dziewczyna sobie zmarnowała taką świetlistą przyszłość.
-Jesteś bardzo szlachetny jak na dilera.
Luca skwitował to śmiechem. Nagle do pomieszczenia wpadła zdyszana Jesy.
-Musisz szybko zejść na dół - powiedziała do Malika.
-Czemu?
-On jest niewinny - stwierdziła, pewna swych słów, wskazując na Kanadyjczyka.
-Miło mi to słyszeć. Zatem Luca cofam oskarżenia co do Bethany, ale na mocy ustawy z 2002r. na temat handlu i zażywaniu narkotyków, oskarżam Cię o handel narkotykami klasy A. Teraz twoją sprawą zajmie się inny oddział.

***

Stwierdzenie, że Zayn był zdziwiony gdy ujrzał Jade Thirlwall w recepcji, było niedomówieniem.
-Witam pana detektywa - przywitała się kobieta.
-Dzień dobry, w czymś mogę pomóc?
Szatynka zaczęła grzebać w torbie i wyjęła stamtąd niebieską teczkę, która podała Malikowi.
-Skłamałabym mówiąc, że nie kręcą mnie kryminalne zagadki, więc kiedy znalazłam Bethany od razu połączyłam jej obrażenia oraz stan w jakim ją zastałam z morderstwem. Przez ten cały czas cichutko stałam z boku, ale doszłam do pewnych zaskakujących faktów, które mogliście przeoczyć.
Mulat kątem oka zerknął na Nelson, która wydawała się być tak samo zaskoczona jak on.
-Czyli mamy rozumieć, że przez ten cały czas prowadziła pani swoje własne śledztwo?
-Można tak powiedzieć. Jeśli państwo macie czas chętnie zaprosiłabym całą waszą czwórkę do księgarni na dziewiętnastą, byśmy mogli omówić parę spraw.
Odwróciła się tyłem i już miała skierować się do drzwi wyjściowych, kiedy rozmyśliła się i przez ramię rzuciła spojrzenie brunetowi.
-W tej teczce są wszystkie wnioski do jakich zdążyłam dojść. Mam nadzieję, że mają państwo dość czasu, by przejrzeć je do godziny dziewiętnastej.
I opuściła budynek. Para przyjaciół jeszcze długo stała w osłupieniu.
-I co teraz? - szepnęła Jesy.
-Poinformuj Eleanor i Nialla, że zostaliśmy zaproszeni na kolacyjkę.

sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział XVIII

Zayna obudziły promienie światła wpadające przez niezasłonięte okno. Przetarł zaspane oczy, mlasnął i spojrzał na zegarek.
-Cholera! - krzyknął, gdy zobaczył, że jest grubo po dziewiątej.
Wyskoczył z łóżka jak sprężynka i w pośpiechu zaczął się ubierać. Próbując dopiąć guzik dżinsów, złapał za telefon stojący na szafce nocnej i wykręcił numer do Jesy.
-Jess? Cholera jasna, zaspałem! Wiadomo coś więcej o Lorenzo? Wiecie gdzie teraz się znajduje?
-Zayn, uspokój się - odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki - przestań się ubierać, usiądź i mnie posłuchaj.
-Skąd wiedziałaś, że ja...?
-Tak szamoczesz tą nogawką, że słuchać się tego nie da! Dzisiaj masz wolne.
-Co?! Kto tak zadecydował?!
-Ja! Teraz powiem Ci co masz dzisiaj zrobić.
Malik burknął coś pod nosem.
-Masz porozmawiać z Harry'm o wczorajszej sytuacji, dobrze? Specjalnie dlatego masz wolne.
-Zgoda ale musisz mi obiecać jedną rzecz - zadzwonisz jeśli dowiecie się czegoś nowego.
-Masz to jak w banku.
Przyjaciele pożegnali się, a mulat zrzucił ze swoich nóg materiał. Skoro miał siedzieć w domu potrzebował czegoś luźniejszego. Pościelił łóżko i wykonał wszystkie poranne czynności. Długo zastanawiał się jak w ogóle zacząć rozmowę z chłopcem. Zszedł do kuchni gdy zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. Przecież Harry ma szkołę! Przeklął pod nosem zarówno swoje niedopatrzenie jak i kobiety. Wrócił z powrotem na górę i w spokoju ubrał się do pracy. Nie miał zamiaru siedzieć bez sensu w domu. Poszedł do garażu i odpalił swojego Rolls-Royce'a. Droga do Londynu zajęła mu z około piętnaście minut. Zaparkował jak zwykle przy piekarni, która znajdowała się dwie ulice dalej. Już miał wchodzić do środka kiedy usłyszał zza rogu znajomy głos.
-Dasz mi wreszcie te fajki czy nie Dylan?
To niemożliwe... Zayn zamiast wejść do piekarni skierował się za znajomym głosem i to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Harry z papierosem w ustach i kolejną paczką najtańszych fajek stał z jakimiś dwoma innymi chłopcami. Lecz na tą dwójkę mulat nie zwracał kompletnie uwagi liczyło się to co wyprawiał jego podopieczny.
-Harry Edward Malik! - wrzasnął - Wytłumacz mi się natychmiast dlaczego nie jesteś w szkole i co mają znaczyć te papierosy?!
Nastolatek zrobił duże oczy na początek lecz obecność jego "kolegów" szybko dodała mu odwagi.
-Pieprz się! Nie będziesz mi rozkazywać, nie jesteś nawet moim biologicznym ojcem!
Wtedy Zayn poczuł piekielny ból w sercu, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Ciężko oddychając złapał buntownika z nadgarstek i siłą wepchnął do samochodu. Oczywiście, że się opierał, krzyczał, próbował walczyć. Jednakże porządnie wyprowadzony z równowagi mężczyzna nie dawał za wygraną. Zawiózł nastolatka do domu. Chłopak natychmiast pobiegł na górę, jednak zatrzymał się na chwilę nim wszedł na schody.
-NIENAWIDZĘ CIĘ! - wrzasnął i zniknął.
Na odpowiedź Malika nie trzeba było długo czekać.
-TAK? A WIESZ CO CI POWIEM? JA TAK NAPRAWDĘ NIGDY NIE CHCIAŁEM CIEBIE, NIE CHCIAŁEM ŻADNYCH CHOLERNYCH DZIECI!
I sam również pobiegł do swojej sypialni, gdzie rzucił się na łóżko i zalał się łzami. Podobnie jak młodzieniec z pokoju obok.

***

Obydwoje siedzieli w swoich pokojach przez pięć godzin. Zayn powoli odchodził od zmysłów. Żałował swoich słów, nawet bardzo. Już miał sięgnąć po telefon i wykręcić numer do Jesy, kiedy coś sobie uświadomił. On miał Nelson. Harry był sam. Kiedy go spotkał obiecał sobie, że zrobi wszystko by się z nim zaprzyjaźnić, żeby już więcej nie był samotny. Odłożył telefon i wziął głęboki oddech. Sam to załatwi. Po cichutku podreptał do pokoju chłopaka. Przekręcił gałkę, a drzwi z łatwością ustąpiły. Dziwił się, że Harry nie zamknął się na klucz jak ostatnio. Leżał na łóżku. Można by było pomyśleć, że śpi gdyby nie pociąganie noskiem. Mężczyzna podszedł bliżej i przysiadł się na brzegu łóżka. Delikatnie sięgnął i posadził chłopaka sobie na kolana.
-Przepraszam - powiedział cicho i cmoknął go w czółko - nie powinienem Ci mówić takich rzeczy.
-Nie, to ja przepraszam - odezwał się chłopak łamiącym się głosem.
-Od jak dawna palisz?
Szatyn przygryzł wargę i starł kilka łez.
-Czasami mi się zdarzało palić trochę jak byłem w sierocińcu, ale jak przyjechałem do Londynu z Tobą to nie tknąłem żadnej fajki aż do dziś.
-Mogę wiedzieć dlaczego to zrobiłeś?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Miałem problem. To pomogło.
-Oh Harry tak nie można. To tylko leczenie objawów.
-Wiem.
-Mogę Ci coś opowiedzieć? Kiedy byłem w twoim wieku byłem raczej typem kujona. Zawsze starałem się mieć jak najlepsze stopnie by rodzice byli ze mnie dumni, poza tym bałem się, że jeśli nie będę zachowywał się jak należy to odeślą mnie do sierocińca. Pod koniec roku taki jeden chłopak z ostatniej klasy postanowił urządzić imprezę i zaprosił całą naszą szkołę. Nawet niektórych nauczycieli! Perrie strasznie mnie błagała by też tam poszedł, później się dowiedziałem, że podobałem się jednej z jej koleżanek i chciały mnie zeswatać ale nie ważne. Co więcej moi rodzice stwierdzili, że to świetna sprawa i,  że przyda mi się jakaś rozrywka. Więc chcąc, nie chcąc się wybrałem. Tam poznałem pewnego chłopaka, nie pamiętam teraz jak miał na imię. Miło nam się rozmawiało, myślałem, że też jest typem kujona. Strasznie się pomyliłem! Okazało się, że chłopak był z wymiany i w dodatku korzystał na takich debilach jak ja. Najpierw namówił mnie na kilka piw, później na papierosa. Po tej imprezie spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, za każdym razem częstował mnie fajką, której po pewnym czasie nie umiałem odmówić. I tak oto palę do dziś. Ale nie jestem z tego powodu jakoś szczególnie dumny wiesz?
-Nie myślałeś, żeby rzucić?
-Myślałem, nawet nie raz. Kupowałem tabletki, gumy, plastry i te inne cholerstwa. Jednak zawsze do tego wracałem, bo nie miałem odpowiedniej motywacji. Ale ostatnio zauważyłem, że palę coraz rzadziej. Za każdym razem ilekroć sięgam po papierosa zastanawiam się jaki przykład ci daje. I to sprawia, że odechciewa mi się palić. Nigdy nie chciałem dzieci, nie chciałem być dla nikogo wzorem, bo zdaję sobie sprawę, że mam mnóstwo wad, ale nie żałuję, że Cię wziąłem wiesz?
-Teraz już będę wiedział. Przepraszam za to co powiedziałem wcześniej i jeszcze wcześniej. Jesteś o wiele lepszy niż moi biologiczni rodzice. Przykro mi, że Cię zawiodłem.
-Nie szkodzi, zawsze możesz to naprawić. I chcę żebyś pamiętał o czymś jeszcze Harry.
-O czym?
-Nie ma znaczenia gdzie jestem. Jeśli będziesz mieć jakikolwiek problem pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję. Kocham Cię tato.

***

-Naprawdę? Zakochał się we mnie? - spytała po raz setny szatynka.
Malik siedział z kobietą następnego dnia w tej samej kawiarni co zwykle na przerwie.
-Tak Jesy, zakochał się w Tobie. Co jest w tym takiego niezwykłego?
-To urocze! - pisnęła - szkoda tylko, że mam chłopaka.
Mulat zakrztusił się kawą, którą właśnie popijał.
-Ty CO?! - krzyknął na cały lokal, dalej pokasłując.
-Czemu jesteś taki zaskoczony?
-A co z naszym pocałunkiem?
-Jak to co? Było minęło. Zayn, przecież masz Leigh-Anne.
Mężczyzna już nic nie odpowiedział. Dopił kawę i bez słowa wrócił do biura.

***

Napisał Harry'emu, że będzie później w domu i pojechał do klubu. Mąż pani podkomisarz był w domu, więc musiał znaleźć sobie kogoś innego. Zamówił drinka i usiadł przy barze.
-Ciężki dzień w pracy? - zagadał barman.
Mulat przyjrzał mu się. Wyglądał na młodego mężczyznę, coś koło dwudziestki. Miał zwichrzone, kasztanowe włosy. Błękitne oczy. Wyglądał na dość niskiego.
-Nie do końca - odparł Malik, próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
-Mam na imię Louis - pracownik wyciągnął rękę.
-Zayn.
-A więc Zayn, szukasz tu kogoś szczególnego?
-Nie do końca.
Tutaj rozmowa się urwała, bo szatyn musiał pójść obsłużyć innego klienta. Mulat w spokoju dalej sączył swojego drinka, raz po raz zerkając na parkiet.
-Mogę się przysiąść?
Usłyszał męski głos z prawej strony. Przytaknął, nie zwracając uwagi na kompana. Kiedy towarzysz zaczął mu o czymś opowiadać, odwrócił się w jego stronę by dać mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na jego historyjki, od razu rozpoznał tę twarz.
-Luca Lorenzo?
-Tak, a co?
Szybkim ruchem złapał go za ramiona i położył na stół. Sięgnął po kajdanki, które miał ze sobą i spiął mężczyznę.
-Zostajesz aresztowany za zabicie Bethany White.