Przedstawienie było bardziej niż udane. Zayn śmiał się do łez, samemu próbując rozwiązać zagadkę zaginionej herbaty i ciasteczek królowej Elżbiety. Powiedzenie, że mulat był pod wrażeniem aktorskich umiejętności syna, byłoby niemówieniem. Cholera jasna! On chyba nigdy nie posiądzie tajemnej wiedzy o tym jak się nie śmiać, opowiadając jedne z najlepszych kawałów. Na koniec nagrodził wszystkich wielkimi brawami na stojąco, sekretnie ocierając łzy z kącików oczu. Powoli osoby przybyłe zaczęły szykować się do wyjścia. Malik pożegnał się z większością kolegów i koleżankę po fachu. On sam musiał zostać, by odebrać Harry'ego. Jesy czekała z nim. Mieli razem uczcić to wspaniałą sztukę. Nie trzeba było długo czekać na chłopaka. Co prawda musiał oddać swój cały strój, jednak pani Pooley pozwoliła mu zachować charakterystyczną, "kaczkowatą" czapkę Sherlocka, którą cały czas miał na głowie. Obok niego kroczył Louis z rękoma w kieszeniach i wielkim uśmiechem na twarzy. Podszedł do pary dorosłych. Wymienili się uściskami dłoni, po czym położył dłoń na ramieniu nastolatka.
-Ten chłopak - zaczął - ma najprawdziwszy talent. I cóż jeżeli pan wyraziłby zgodę, a Harry miał ochotę, to chciałbym go zaangażować do tej sztuki, którą będziemy wystawiać w Teatrze Księcia Edwarda.
Młodzieniec wręcz pisnął z radości, a brunetowi łzy zaszkliły się od szczęścia. Szatyn zaraz podbiegł do rodzica, krzycząc: "Tato, zgódź się! Tato, zgódź się!".
-Żartujesz sobie ze mnie? Oczywiście, że się zgadzam. Boże, Harry to może być twoja wielka szansa!
Tomlinson i Nelson mieli okazję przyglądać się słodkiej rodzinnej scence pomiędzy nimi. Kiedy już wszystko zostało ustalone, wszyscy postanowili się rozejść. Przed samym wyjściem ze szkoły Zayn nagle się obrócił i zawołał po Louisa. Zaproponował mu wieczór u siebie, by uczcić show. Szatyn zgodził się bez zbędnych słów.
***
Zaczęło się kulturalnie - od szampana. Harry też dostał trochę, bo Malik nie miał powodu by zakazać mu odrobinki alkoholu. Znał przeszłość nastolatka, poza tym sam wiedział jak to jest być młodym. Czuł się lepiej, wiedząc że jego podopieczny jest z nim, tak więc nawet gdyby wypił za dużo, mulat nie miałby problemu się nim zaopiekować. Co innego gdyby był nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim. Wtedy należy się bardzo poważnie zmartwić. Nawet nie zauważył kiedy Jesy opuściła kuchnię z butelką wódki w dłoni. Rozlała ją do kieliszków. Po pewnym czasie brunet poczuł się tak błogo, delikatnie szumiało mu w głowie. Miał wrażenie, że pod stopami ma puchatą chmurkę. Siedział obok Louisa na kanapie, po przeciwległej strony jego syn, a w fotelu po lewej przysypiająca Jesy. Obydwoje śmiali się chyba z najlepszej sceny w sztuce, kiedy Sherlock i doktor Watson, idąc za tropem, musieli przenocować w lesie pod miastem.
-Powiedz mi Watsonie co widzisz, spoglądając w górę? - krzyknął Malik, ledwo kontrolując śmiech.
-Widzę miliony gwiazd Sherlocku. A ty co widzisz? - spytał Tomlinson, chichocząc po cichu.
-Cóż drogi Watsonie. Widzę, że ktoś ukradł nasz namiot!
Po czym wszyscy w pokoju wybuchnęli śmiechem. Kiedy się uspokoili, kobieta oświadczyła, że będzie się zbierać i wyszła by zadzwonić po swojego chłopaka, by ją odebrał. Szatyn również wspomniał coś o taksówce. Mulat przytaknął, podnosząc się ciężko ze swojego fotela i zaganiając swojego syna do łóżka. Harry nie robił z tego jakiegoś większego problemu, było widać, że ledwo widzi na oczy. Skierował się na górę, a po chwili zniknął z pola widzenia. Brunet również nie mógł doczekać się momentu, w którym będzie mógł się położyć, jednak musiał pożegnać gości. Na partnera Nelson nie trzeba było długo czekać. Rach ciach i kobiety już z nimi nie było. Pozostał tylko Louis czekający na taryfę. Mężczyzna zarzucił sobie na ramiona swoją dżinsową kurtkę z kożuszkiem przy szyi, a na stopach miał już swoje adidasy. Usiadł na kanapie, gotowy do wyjścia w każdej chwili. Na stole dojrzał jeszcze jakiś w połowie pełny kieliszek, więc wypił alkohol za jednym zamachem. Obok niego dosiadł się mulat. Zayn widział, że Tomlinson coś mówi, lecz nie słuchał go. Myślami był już w swojej sypialni. Oprzytomniał dopiero wtedy kiedy poczuł wargi szatyna napierające na jego własne. Niewiele myśląc, również zaczął poruszać ustami. Atmosfera z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej gorąca i duszna. Lecz kiedy język Louisa przejechał po wardze detektywa, prosząc o wstęp, ten odskoczył poparzony. Barman nie wyglądał na zranionego. Bardziej na zdezorientowanego, jednak nie miał czasu by coś powiedzieć, bo akurat przyjechała jego taksówka. Bez słowa wstał ze swojego miejsca i wyszedł.
***
Zayn jęknął, chowając twarz w poduszkach. Obudziły go promienie słońca, które wdzierały się do jego pokoju przez niezasłonięte okna, okrutnie gwałcąc jego oczy. Mężczyzna czuł prawdziwą Saharę w ustach i potworny ból głowy. Jednym słowy miał wielkego kaca. Odgarnął włosy z twarzy dłonią. Nie wydawało mu się, by wypił aż tyle. Po omacku sięgnął do szafki nocnej, aby zerknąć na telefon. Jakież było jego zdziwienie gdy zamiast komórki, znalazł szklankę wody i leki przeciwbólowe z dołączoną karteczką.
Pomyślałem, że będziesz tego potrzebować jak się obudzisz :)
Harry
Mulat zaśmiał się pod nosem jak przewidujący był jego syn. Podpierając się na łokciu, udało mu się usiąść. Wziął tabletki, po czym znów rzucił się w pościel, czekając aż zaczną działać. Przymknął oczy. Niestety nie dane mu było zasnąć, bo jak na złość zadzwonił telefon. Mężczyzna mruknął pod nosem jakieś przekleństwo i zerknął na numer - Leigh. "Czego ona może chcieć?" - pomyślał. Mimo wszystko nacisnął zieloną słuchawkę.
-W czym mogę Ci pomóc?
-Zayn? Jak się cieszę, że odebrałeś. Dobijałam się już wczoraj, ale nie słyszałeś. Dopiero potem dowiedziałam się, że byłeś w szkole u syna.
-Lee do rzeczy.
-Ah tak! Mam poważny problem. Mógłbyś mi pomóc?
-Jaki dokładnie?
-Mój mąż powinien wczoraj być w domu, a nie ma go to teraz. Dzwoniłam, pisałam - to na nic. Taksówkarz, który miał go przywieźć, widział go na lotnisku, ale nie wsiadł do taryfy, która na niego specjalnie czekała.
-Myślisz, że ktoś mógłby go porwać, uprowadzić?
Mulat od razu oprzytomniał. Czuł jak krew odpływa mu z żył. Przygryzał nerwowo wargę, bojąc się odpowiedzi. Dokładnie słyszał bicie własnego serca.
-Obawiam się, że tak. - padło po drugiej stronie słuchawki.